Po zajęciu przez Rosjan Krymu i części Donbasu jako pierwsi na terenie naszego kraju pojawili się Amerykanie. Pentagon wysłał do bazy w Łasku myśliwce F-16. Od tamtej pory kilkaset, a czasem nawet kilka tysięcy żołnierzy sojuszu stale stacjonuje na terenie Polski. To ma być sygnał dla Rosji, że choć pakt teoretycznie wciąż przestrzega zobowiązania podjętego w 1997 r. wobec prezydenta Borysa Jelcyna o „nierozmieszczaniu na stałe znaczących wojsk NATO na terenie nowych krajów członkowskich", to jest gotowy przyjść z pomocą Polsce w razie zagrożenie ze Wschodu.
– Bardzo doceniamy tą rotacyjną obecność i mamy nadzieję, że zostanie przekształcona w obecność stałą, bo także kryzys na Ukrainie przemienił się w stałe wyzwanie – mówił w czwartek prezydent Bronisław Komorowski w czasie spotkania z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem. Szef sojuszu obserwował największe manewry NATO, które odbywają się w Polsce (po raz pierwszy ćwiczy u nas tzw. szpica).
Jednak nie wszystkie kraje sojuszu wzięły na poważnie to przesłanie. Największy kontyngent przerzucili do Polski Amerykanie. Wschodnią flankę NATO wzmocnili też Kanadyjczycy, Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy. Premier David Cameron kilka miesięcy temu wysłał do Polski jednorazowo przeszło tysiąc żołnierzy. Z kolei Francuzi przyjechali uzbrojeni w czołgi Leclerc. Nawet niewielka Belgia na kilka miesięcy wysłała do Polski kilka myśliwców F-16. W tych działaniach niemal w ogóle nie uczestniczą kraje południa Europy.
– To jest fakt – przyznaje „Rz" pułkownik Jose Maria Martinez Cortes, attache wojskowy ambasady Hiszpanii w Warszawie. Podkreśla jednak, że Hiszpania stara się w inny sposób wykazać solidarność z krajami wschodniej flanki NATO wobec rosyjskiego zagrożenia. – Bierzemy udział w patrolowaniu przestrzeni powietrznej państw bałtyckich, wysłaliśmy fregatę do zabezpieczenia Morza Czarnego, jesteśmy jednym z krajów najbardziej zaangażowanych w budowę natowskich sił szybkiego reagowania (tzw. szpica) – wymienia płk Cortes.
Podobnie argumentuje w rozmowie z „Rz" politykę Włoch ambasador Alessandro de Pedys. – Uważamy, że właściwą odpowiedzią na rosyjskie zagrożenie są decyzje o powołaniu sił szybkiego reagowania NATO (tzw. szpicy). Włochy były jedynym krajem NATO, który aż przez pół roku brał udział w zabezpieczeniu przestrzeni powietrznej nad państwami bałtyckimi, nasze myśliwce wielokrotnie odprowadzały rosyjskie samoloty – podkreśla de Pedys.