Wyrok wywraca cały kalendarz negocjacji, jaki ogłosiła kilka tygodni temu premier Theresa May. Chciała rozpocząć formalne rozmowy rozwodowe z Brukselą w marcu i zgodnie z art. 50. traktatu o UE zakończyć je dwa lata później.
– Teraz wiemy już, że Brexit będzie trwał bardzo długo, lata – mówi „Rz" prof. Andrew Russel, dziekan wydziału politologii Manchester University.
Z pozwem przeciwko rządowi May wystąpiła finansistka z City Gina Miller wspierana przez grupę obywateli krajów UE, w tym hiszpańskiego fryzjera Deira Dos Santosa. Ich zdaniem rząd nie ma prawa samodzielnie rozpocząć negocjacji z Unią, lecz musi wcześniej uzyskać aprobatę parlamentu.
Trzech sędziów Wysokiego Trybunału podzieliło ten argument. Ich zdaniem zarówno akt akcesyjny Wielkiej Brytanii do ówczesnej EWG z 1972 r. jak i art. 50 traktatu o UE nie wspomina o możliwości zerwania z Brukselą na podstawie referendum. A to oznacza, że tak, jak we wszystkich innych obszarach decyzję w tej sprawie musi podjąć parlament.
– Zwolennicy Brexitu powinni się z takiego wyroku cieszyć. Przecież zawsze twierdzili, że suwerenem jest Westminster, nie Bruksela – uważa Russel.