USA: Minimalna przewaga Hillary Clinton nad Donaldem Trumpem

Tak dramatycznego finału wyborów prezydenckich amerykańscy eksperci nie pamiętają.

Aktualizacja: 06.11.2016 18:35 Publikacja: 06.11.2016 17:44

W sobotę na wiecu w Reno Trump musiał nagle zejść ze sceny. Obawiano się zamachu.

W sobotę na wiecu w Reno Trump musiał nagle zejść ze sceny. Obawiano się zamachu.

Foto: AP, John Locher

– Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Dziękuję Secret Service – mówił w sobotę w Reno Donald Trump, którego kilka minut wcześniej ochroniarze w pośpiechu wyprowadzili ze sceny. Ktoś krzyknął, że młody człowiek z plakatem „Republikanie przeciwko Trumpowi" ma broń. To okazało się nieprawdą, ale wystarczyło, aby wywołać panikę wśród zwolenników miliardera.

Bo Trump nie jest na swoim terenie. Przyjechał do Nevady, aby przerwać to, co przyjęto nazywać „kordonem sanitarnym Hillary Clinton", czyli zestaw „niebieskich stanów", które „na pewno" zagłosują za kandydatką demokratów.

– Uderzamy w twierdzę demokratów – zapowiedział.

Nowa szansa na zdobycie Białego Domu pojawiła się po tym, jak 28 października dyrektor FBI James Comey ogłosił wznowienie śledztwa w sprawie maili Clinton i mechanizmu finansowania jej fundacji w zamian za korzystne decyzje polityczne. To spowodowało, że poparcie dla Hillary mocno spadło, a takie stany jak Pensylwania, Michigan czy Minnesota, które w niektórych przypadkach od 40 lat nie głosowały na republikanów, teraz zaczęły się wahać.

W niedzielę Clinton, zamiast walczyć o Florydę i inne „swing states" (wahające się stany), musiała więc bronić „swego". Na gwałt zwołała wielki wiec poparcia w Grand Rapids w Michigan, podczas gdy Barack Obama zachęcał do poparcia swojej byłej sekretarz stanu w innej miejscowości tego stanu – Ann Arbor. Zaraz potem Hillary poleciała do Filadelfii, największego miasta Pensylwanii.

– Mam nadzieję, że po latach będziecie mogli powiedzieć dzieciom i wnukom, iż w tym kluczowym dniu głosowaliście za „lepszą Ameryką" – przekonywała wyborców.

Średnia sondaży ogólnonarodowych przeprowadzana przez portal RealClearPolitics.com dawała w niedzielę Clinton bardzo niewielką przewagę: 46,4 do 45,0 proc. O ile wyborcy zgadzają się, że jest „lepiej przygotowana" do sprawowania funkcji prezydenta (55 do 36 proc.) i ma po temu „lepszy temperament" (58 do 32 proc.), o tyle Trump wygrywa, gdy idzie o „uczciwość kandydata" (44 do 40 proc.). I właśnie to może się okazać piętą Achillesa kandydatki demokratów.

Aby ocieplić swój wizerunek, Clinton w weekend wystąpiła obok szeregu lubianych gwiazd, w tym piosenkarzy Beyonce, Jay Z i Katy Perry oraz koszykarza LeBron Jamesa. Chodzi w szczególności o doprowadzenie do mobilizacji czterech grup wyborców – młodych (do 30. roku życia) samotnych kobiet, Afroamerykanów i Latynosów, bez czego demokraci nie zdobędą Białego Domu.

Walka o Florydę

Czy to się uda, można już coraz lepiej ocenić dzięki rekordowemu udziałowi Amerykanów w głosowaniu przed 8 listopada – pocztą lub osobiście. Zdecydowało się na to do tej pory aż 40 mln osób, blisko 1/3 wszystkich, którzy zamierzają wziąć udział w wyborach.

Dla demokratów obraz, który się z tego rysuje, nie jest jednoznaczny. Nie wygląda na to, aby do urn zmobilizowali się młodzi, którzy po przegranej w prawyborach Bernie Sandersa stracili entuzjazm do polityki. O wiele mniejsza jest też mobilizacja Afroamerykanów w stosunku do 2012 r., gdy kandydował Obama. Ale Clinton chyba może liczyć na spore poparcie kobiet. A przede wszystkim mobilizację Latynosów – na Florydzie ich poparcie dla kandydatki demokratów we wcześniejszym głosowaniu jest aż o 30 pkt proc. większe niż dla Trumpa. To absolutny rekord, szczególnie, że w „słonecznym stanie" silna jest wspólnota kubańskich emigrantów, zdecydowanych zwolenników republikanów.

Tego Trump nie może lekceważyć. Strategia przerwania „niebieskiego kordonu" ma dla niego sens, ale tylko jeśli jednocześnie zdobędzie wszystkie stany, jakie zgarnął w 2012 Mitt Romney (w tym Arizonę, Georgię, Utah) oraz przejmie trzy kluczowe stany, które cztery lata temu opowiedziały się przeciw republikanom: Ohio, Karolinę Północną i Florydę. Tylko w takim układzie miliarder rzutem na taśmę może uzyskać 270 głosów elektorskich, które dają przepustkę do Białego Domu.

Tyle że tak samo jak plan „niebieskiego kordonu" Clinton zaczyna się sypać, tak i nie bardzo urzeczywistnia się plan Trumpa przejęcia kluczowych „swing states". Na Florydzie, gdzie aż połowa wyborców już oddała głos, minimalną przewagę (7 tys. głosów) ma Clinton (cztery lata temu Obama wygrał ten stan z przewagą przeszło 100 tys. głosów). Także w Karolinie Północnej poparcie dla obu kandydatów jest bardzo wyrównane. Tylko Ohio, jak się wydaje, zdecydowanie postawiło na republikanów.

Wykształceni nie chcą Trumpa

To właśnie tłumaczy obecność Trumpa w czasie weekendu w małej, z punktu widzenia liczby głosów elektorskich, Nevadzie – przejęcie kilku takich stanów być może mogłoby zrekompensować utratę jednego z trzech „dużych" swing states.

Ale Trump ma jeden zasadniczy problem: jego osobowość wciąż odrzuca bardzo wielu białych mężczyzn z wyższym wykształceniem. To elektorat tradycyjnego nurtu Partii Republikańskiej – Johna McCaina i Paula Ryana – który nie chce stawiać na tak nieobliczalnego polityka, jak miliarder z Nowego Jorku.

Problemem dla republikanów może być także śledztwo FBI. Mimo wielkich zapowiedzi szef agencji James Comey nie przedstawił w piątek przełomowych informacji w śledztwie przeciw Clinton. Ruszyła natomiast fala krytyki wobec agencji. Rudy Giuliani, były burmistrz Nowego Jorku i główny poplecznik Trumpa, musiał wycofać się z oświadczenia, że FBI od wielu tygodni dysponuje kompromitującymi dokumentami przeciw kandydatce demokratów.

– FBI nie tyle ma jakieś ważne dokumenty, ile stara się zniweczyć szanse Hillary Clinton na zwycięstwo w tych wyborach – odpowiedział Tim Kaine, kandydat demokratów na wiceprezydenta. Ten zarzut nie brzmiał już w niedzielę tak absurdalnie, jak wcześniej.

Portal RealClearPolitics.com dawał pod koniec weekendu Clinton 216 „pewnych głosów" elektorskich, Trumpowi 164 oraz 158 „do rozstrzygnięcia". Ale do wyborów pozostało jeszcze kilkadziesiąt godzin. A to dziś w amerykańskiej polityce niemal wieczność.

– Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Dziękuję Secret Service – mówił w sobotę w Reno Donald Trump, którego kilka minut wcześniej ochroniarze w pośpiechu wyprowadzili ze sceny. Ktoś krzyknął, że młody człowiek z plakatem „Republikanie przeciwko Trumpowi" ma broń. To okazało się nieprawdą, ale wystarczyło, aby wywołać panikę wśród zwolenników miliardera.

Bo Trump nie jest na swoim terenie. Przyjechał do Nevady, aby przerwać to, co przyjęto nazywać „kordonem sanitarnym Hillary Clinton", czyli zestaw „niebieskich stanów", które „na pewno" zagłosują za kandydatką demokratów.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 804
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 803
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800