Kto powinien informować o śmierci żołnierzy

31-letni żołnierz zginął wskutek wybuchu miny. Zanim rodzina dowiedziała się o jego śmierci, informację podał portal gazeta.pl. MON jest oburzone

Aktualizacja: 03.11.2007 15:54 Publikacja: 02.11.2007 09:14

Nocny patrol polskich żołnierzy w Iraku

Nocny patrol polskich żołnierzy w Iraku

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Humvee, którym się poruszał polski patrol, najechał na minę-pułapkę niedaleko Diwanii. Jeden żołnierz zginął na miejscu (to już 28. polska ofiara w Iraku), trzech zostało rannych.W piątek, kilkanaście minut po dziewiątej, informacja ta postawiła na nogi Ministerstwo Obrony Narodowej. Nie dlatego, że wojskowi właśnie się dowiedzieli o śmierci Polaka. Wiedzieli o niej od kilku godzin. Ale dlatego, że przeczytali o niej w Internecie. Co najmniej godzinę wcześniej, zanim MON zdołało powiadomić rodziny poszkodowanych żołnierzy.

– Wyrażam głębokie oburzenie godnym potępienia postępowaniem dziennikarza “Gazety Wyborczej” Jacka Brzuszkiewicza oraz redaktorów dyżurnych portalu gazeta.pl, którzy – nie dbając o dobro rodzin żołnierzy – podali do wiadomości informację o wypadku – oświadczył na szybko zwołanej konferencji prasowej minister obrony Aleksander Szczygło. Zagroził dziennikarzom podjęciem kroków prawnych.

Jacek Brzuszkiewicz uważa, że nie zrobił niczego złego. W piątek o godzinie 7.30 otrzymał od swojego informatora wiadomość o wypadku. – Powiedział mi o esemesach napływających od żołnierzy w Iraku, którzy byli świadkami zdarzenia. Od godziny ósmej do dziewiątej starałem się zweryfikować tę informację u rzecznika MON, ale on albo nie odbierał, albo telefon był zajęty – opowiada “Rz”. Wypadek potwierdził w innych źródłach. O godzinie 9.11 w redakcji zapadła decyzja, by wiadomość zamieścić w portalu, ale bez podawania nazwisk. Rzecznik MON odebrał telefon 10 minut później. Prosił, by zdjąć materiał z Internetu. – To było niemożliwe. Wszyscy zaczęli nas cytować. Poza tym, dlaczego dziennikarz nie może napisać o wypadku polskich żołnierzy, nawet gdy nie podaje ich personaliów – mówi Brzuszkiewicz. I dodaje: – Do głowy mi nie przyszło, że aparat tak potężny jak MON w ciągu pięciu godzin nie potrafił dotrzeć do rodzin poszkodowanych żołnierzy. Każdy, kto jedzie w niebezpieczną misję, zostawia wszelkie możliwe namiary na rodzinę.

Tragedia wydarzyła się około czwartej nad ranem. Ostatnia rodzina została powiadomiona około 10.35. – Na szczęście nikt nie przeczytał informacji w Internecie. Rodziny zawiadomiliśmy osobiście – zapewnił nas płk Sławomir Wierzbieniec, zastępca dowódcy 3. Brygady Zmechanizowanej w Lublinie, w której służył zabity, 31-letni starszy kapral Andrzej Filipek. I dodał: – Jego żona była w domu. Nie muszę mówić, jak przyjęła wiadomość o śmierci męża. Cały czas są z nią psychologowie i lekarze.To była trzecia misja kaprala Filipka w Iraku i szósta zagraniczna w życiu. Do Iraku przyjechał w lipcu na ochotnika. Wcześniej służył w Syrii oraz w Bośni i Hercegowinie. Był saperem, w wojsku od 12 lat. – To był doświadczony żołnierz – mówi płk Wierzbieniec. Zostawił dwoje dzieci w wieku 6 i 2 lata Jego koledzy mieli więcej szczęścia – trzech jest rannych, ale tylko jeden ciężko. Najlżej ranny rozmawiał już z rodziną.

Rzecznik MON: – Zarzut, że nie potrafiliśmy powiadomić rodzin, jest żenujący. Świadczy o totalnej nierzetelności. Żeby bliscy mogli zostać powiadomieni, musi zebrać się zespół pomocy rodzinie. Tworzą go oficer, lekarz, psycholog, kapelan, bywa, że także osoba odpowiedzialna za sprawy finansowe, która od ręki wypłaca zapomogę. Zwołanie zespołu zajmuje trochę czasu. A samo zawiadomienie rodziny też nie zawsze jest proste.

Rzecznik Jarosław Rybak przypomina śmierć polskiego żołnierza w Afganistanie. Zespół, który miał zawiadomić jego żonę, czekał na nią niemal cały dzień. Kobieta była na zakupach. Nie można było do niej zadzwonić ani wysłać esemesa.

Podobnie jak żonie jednego z rannych żołnierzy z Lublina, której nie było w domu i trzeba jej było szukać u rodziców.

– Amerykanie, jeśli nie mają wyjścia, powiadamiają rodziny telefonicznie. Z Wietnamu wysyłali telegramy. My uważamy, że rodzinie zmarłego żołnierza należy się szacunek. Dlatego pościg za newsem powinien przegrać ze zwykłą przyzwoitością – mówi rzecznik MON Jarosław Rybak. Potwierdza, że Ministerstwo Obrony Narodowej chce podjąć kroki prawne przeciwko autorowi artykułu i redaktorom dyżurnym portalu. Jakie?

Jeszcze nie wiadomo. – Najważniejsze, żeby dziennikarz został społecznie potępiony.

O karze zadecyduje sąd – mówi rzecznik MON.

Czy „Gazeta Wyborcza” zrobiła źle, podając informację o śmierci żołnierza, nim została ona przekazana rodzinie? Nie rozumiem, dlaczego dziennikarz nie miałby prawa tego zrobić, skoro się o tym dowiedział i okazało się to prawdą. W dziennikarstwie jest tak, że wygrywa ten, kto pierwszy dotrze do informacji i je opublikuje. To, że zginął jeden z naszych żołnierzy, nie jest tajemnicą wojskową. To byłby powrót do najgorszych czasów, gdyby takie wiadomości zostały objęte embargiem. MON twierdzi, że dziennikarz mógł narazić rodziny żołnierzy na stres. To nie jest poważny argument. Rodziny wszystkich żołnierzy są zawsze przygotowane na to, że ich bliski może zostać ranny lub stracić życie. Informacja, że ktoś z tego kilkusetosobowego kontyngentu właśnie zginął, nie jest informacją wprowadzającą w nadmierny stres. Oni już są wystarczająco zestresowani. Nie wiem, na jakiej podstawie MON chce podjąć kroki prawne. Z powodów etycznych? To byłoby zabawne. Myślę, że reakcja ministerstwa to tylko potrząsanie szabelką. Resort po prostu poczuł się obrażony. Wojsko przegrało z gazetą batalię informacyjną. Pamiętajmy, że polscy żołnierze są na wojnie. Dlatego nie bawmy się w jakieś konferencje, tylko po prostu jak najszybciej podajmy informacje. not. k.z.

Zachowanie dziennikarza było bardzo naganne. Gdy usłyszałam tę informację, zrobiło mi się bardzo nieprzyjemnie. Pomyślałam: „Znowu wzięły górę niezdrowe chęci, żeby zrobić sensację”. Skwapliwość w podawaniu newsów, zanim zostaną oficjalnie potwierdzone, jest naganna. Przede wszystkim ze względu na rodziny ofiar i osób poszkodowanych. Jeśli ktoś dowiaduje się o śmierci bliskiej osoby z gazety czy innego medium, może temu nie dowierzać i jeszcze się łudzić, że jego to nie dotyczy. Ale jest bardzo wstrząśnięty. Jeszcze bardziej niż wtedy, gdy otrzyma wiadomość od zwierzchników bliskiej osoby. Dziennikarz nie podał personaliów, ale to jeszcze gorzej. W takiej sytuacji każda matka żołnierza, który jest w Iraku, może myśleć, że to właśnie jej syn. Tak samo każda żona, siostra czy ojciec. Próbuję sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji. Gdybym miała kogoś bliskiego w Iraku, byłabym wtedy straszliwie zdenerwowana.

Nie wiem, czy dziennikarz powinien zostać za to podany do sądu. Ale na pewno powinien liczyć się z tym, że spotka się z krytycznymi ocenami. Niech weźmie je sobie do serca. Wciąż apelujemy, żeby unikać pogoni za sensacją, dodawania emocji czy sztucznego podgrzewania temperatury pewnych wydarzeń.

not. k.z.

Humvee, którym się poruszał polski patrol, najechał na minę-pułapkę niedaleko Diwanii. Jeden żołnierz zginął na miejscu (to już 28. polska ofiara w Iraku), trzech zostało rannych.W piątek, kilkanaście minut po dziewiątej, informacja ta postawiła na nogi Ministerstwo Obrony Narodowej. Nie dlatego, że wojskowi właśnie się dowiedzieli o śmierci Polaka. Wiedzieli o niej od kilku godzin. Ale dlatego, że przeczytali o niej w Internecie. Co najmniej godzinę wcześniej, zanim MON zdołało powiadomić rodziny poszkodowanych żołnierzy.

Pozostało 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020