To była nasza inicjatywa. Przez kilka dni cała Komisja Europejska będzie musiała się zajmować Polską – mówi „Rz” Mikołaj Dowgielewicz, sekretarz stanu w MSZ odpowiedzialny za sprawy unijne.
Dzień rozpocznie się od spotkania premiera z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem. Potem Donald Tusk przejdzie na drugą stronę ulicy, gdzie w siedzibie Komisji będzie na niego czekał przewodniczący Jose Barroso z komisarzami. Odbędzie się wspólne posiedzenie KE i polskiego rządu. Po południu ministrowie spotkają się ze swoimi brukselskimi odpowiednikami.
Jak się dowiedziała „Rz”, ostateczna lista ma być potwierdzona w poniedziałek, ale wiadomo, że Tusk zabierze ze sobą większość ministrów. Na pewno wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, a także szefów MSZ, MSWiA, resortów finansów, rolnictwa, ochrony środowiska, rozwoju regionalnego. Zabraknie ministra obrony, bo jego resort nie ma wielu kontaktów z Brukselą, ministra sprawiedliwości, a także ministrów zdrowia i pracy, którzy w poniedziałek i wtorek biorą udział w unijnych radach ministrów w Luksemburgu, gdzie spotykają się z odpowiednimi komisarzami.
Komisja Europejska przyznaje, że polski dzień jest raczej ewenementem w Brukseli. Zazwyczaj przyjeżdżają sami premierzy czy pojedynczy ministrowie na spotkania z komisarzami. Grupowa wizyta odbyła się kilka miesięcy temu, gdy do Brukseli przyjechał prezydent Włoch z kilkoma ministrami. Nigdy jednak gabinet z państwa członkowskiego nie przybywał w tak licznym składzie.
Polska strona chce wykorzystać spotkania, żeby przedstawić poglądy na najważniejsze dziś w Unii tematy oraz priorytety swojego przewodnictwa w UE w drugiej połowie 2011 roku. Kluczowa jest reforma zarządzania gospodarczego, która ma w przyszłości wykluczyć sytuacje nierozsądnej polityki fiskalnej, jak w przypadku Grecji. Kolejny temat to negocjacje przyszłego wieloletniego budżetu UE. W Komisji już rozpoczęły się przygotowania do projektu, który ma zdecydować o kształcie unijnych finansów po 2013 roku. Apogeum negocjacji międzyrządowych przypadnie na czas polskiego przewodnictwa w UE. Polski rząd boi się, że w obliczu kryzysu bogatsze państwa UE mogą być niechętne wydawaniu pieniędzy na politykę spójności. Stanowi ona prawie połowę unijnego budżetu, a jednym z jej głównych beneficjentów jest Polska, która w latach 2007 – 2013 dostanie około 60 mld euro.