Do incydentu doszło podczas debaty o sytuacji gospodarczej strefy euro. Lider frakcji socjalistów Niemiec Martin Schulz zaapelował o zgodne działania krajów. W przemówieniu skrytykował Wielką Brytanię za jej dążenie do cięć w unijnym budżecie, mimo że nie jest ona w strefie euro. – Niektórzy cieszyliby się z rozpadu UE – stwierdził Schulz, patrząc w stronę eurosceptyków.
Nie spodobało się to posłowi Godfreyowi Bloomowi z eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), który w odpowiedzi wypalił: – Jeden naród, jedna Rzesza, jeden wódz.
Bloom nazwał też Schulza „cholernym niedemokratycznym faszystą”, za co został wyproszony z sali plenarnej PE. – Takie zachowanie jest nie do zaakceptowania – powiedział „Rz” eurodeputowany niemieckich Zielonych Jan Albrecht. – Bloom albo nie rozumie demokratycznych zasad, albo nie ma pojęcia, o czym mówi. PE to nie miejsce dla niego.
Szefowie głównych frakcji PE zażądali od przewodniczącego Jerzego Buzka wymierzenia surowej kary Brytyjczykowi. – Myślę, że dostanie karę dyscyplinarną – mówi Albrecht.
To nie pierwszy taki przypadek. W 2003 r. włoski premier Silvio Berlusconi uznał, że Schulz byłby znakomity „do roli kapo”. Inny brytyjski eurodeputowany Nigel Farrage powiedział zaś w lutym, że prezydent UE Herman Van Rompuy ma „charyzmę mokrej ścierki”. Ukarano go za to odebraniem dziesięciu dziennych diet.