Fala powodziowa w Kraju Krasnodarskim na południu Rosji nadeszła niespodziewanie. Wcześniej w regionie leżącym niedaleko Soczi, gdzie w 2014 r. ma się odbyć olimpiada, intensywnie padało, ale nic nie wskazywało, by deszcz i burze mogły doprowadzić do kataklizmu.
– Woda pojawiła się nagle około drugiej w nocy. Ludzie wybiegali na ulice w bieliźnie, z dziećmi zawiniętymi w koce. Zdołali uratować tylko swoje dokumenty – opowiada BBC Anna Kowalewska, która ma rodzinę w zalanym regionie.
Osiągająca miejscami siedem metrów fala powodziowa zmiatała wszystko ze swojej drogi. Mieszkańcy twierdzą, że nie otrzymali żadnego ostrzeżenia. Zaskoczeni we śnie ludzie próbowali się ratować, uciekając na dachy. Zginęły co najmniej 153 osoby, kilkadziesiąt uznaje się za zaginione.
– Najstarsi ludzie nie pamiętają takiej tragedii. To największa powódź od 70 lat – mówił gubernator Kraju Krasnodarskiego Aleksander Tkaczew.
Niewykluczone, że fala powodziowa to efekt spuszczenia wody z przepełnionego zbiornika retencyjnego. Władze przyznały, że doszło do automatycznego otwarcia zapory. Przekonywały jednak, że nie miało to wpływu na katastrofę.