Mają oni dostać między innymi uzbrojenie i inne niezbędne wyposażenie. Decyzja w tej sprawie zapadła podczas sobotniego spotkania „Przyjaciół Syrii" w Dausze, stolicy Kataru, który choć niewielki, to na wielką skalę zaangażował się w zmiany w świecie arabskim.
W spotkaniu za zamkniętymi drzwiami wzięli udział dyplomaci sześciu prozachodnich państw muzułmańskich – Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Turcji, Jordanii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru – oraz pięciu zachodnich: USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Włoch.
Niewiele szczegółów wydostało się zza zamkniętych drzwi. Wiadomo, że każdy z „przyjaciół Syrii" podejmie decyzję, jak pomóc przeciwnikom Baszara Asada. Część krajów (według katarskiej telewizji Al-Dżazira – pięć) zamierza natychmiast wesprzeć ich bronią (jeżeli już wcześniej tego nie robiły, jak Katar). Nie uczynią tego Niemcy, jak kategorycznie zapewnił uczestniczący w spotkaniu szef dyplomacji Guido Westerwelle.
„Przyjaciołom Syrii" oficjalnie nie chodzi już o obalenie Baszara Asada (choć to koalicję opozycji uznają za reprezentanta narodu syryjskiego), lecz o umożliwienie powstańcom, by stawili czoło „brutalnym atakom reżimu". I sprawili, żeby reżim był skłonny do negocjacji pokojowych.
Ostatnio nie był. Od kilku tygodni siły wierne dyktatorowi i wspierane przez libański Hezbollah i Irańczyków odnoszą spektakularne sukcesy. Zapowiadało się, że lada moment zaczną odbijać Aleppo, metropolię na północy.