Rzeczpospolita: Rolników w Polsce jest coraz mniej. Z danych GUS wynika, że od początku dekady ich liczba zmalała o 24 proc. Kim dzisiaj są rolnicy?
Dr Michał Łuczewski: Przede wszystkim próbują przerwać łańcuch, który łączy sprzedawców produktów rolnych z nabywcami. Kiedy spojrzymy na ceny produktów rolnych w sklepach i na to, ile płaci się za nie rolnikom – różnice są niebotyczne. I widać, jak rolnicy próbują zająć coraz więcej elementów sprzedaży. Robią soki we własnych tłoczniach i zamiast czekać, aż korporacja wykupi wiśnie, robią z nich własne przetwory. Rolnicy wchodzą też na rynek gastronomii i stają się np. dostawcami pstrągów. Na wsiach powstają też hotele, które wykorzystują zalety spokojnego, ekologicznego miejsca, co dziś też jest w cenie. Wymyślają swoją niszę, która ma po prostu przynieść zysk.
Skoro pomysły na biznes w rolnictwie istnieją, to dlaczego przez ostatnie dziesięć lat to akurat ta grupa zawodowa najbardziej się skurczyła?
Prowadziłem kiedyś badania we wsi Żmiąca w Beskidzie Wyspowym. Przede mną badał ją w latach 50. także Zbigniew Wierzbicki i już wtedy mówił, że klasa chłopska się kończy. Komunizm sprawił, że ta warstwa przetrwała jednak kolejne dekady. I dopiero na początku wieku XXI to ja widziałem ten prawdziwy schyłek. On związany jest przede wszystkim z bardzo ciężkim życiem. Na roli pracuje się przecież znacznie ciężej niż w korporacji. Nawet w niedzielę trzeba wydoić krowy, nakarmić je i napoić. A dochód jest znacznie mniejszy, dodatkowo niestabilny. Rolnictwo wymaga dziś też specjalizacji, która zamienia chłopów w farmerów. Pamiętam, że z całej wsi tylko jedna rodzina miała takie typowo polskie, tradycyjne gospodarstwo, gdzie był koń, krowa, sad, ziemniaki i inne poletka.
Zatem co się stanie z tą typową polską wsią?