Czesław Skarżyński od pięciu lat domaga się uznania, że nigdy nie przestał być polskim obywatelem. Mieszka w Warszawie, ale formalnie jest obywatelem Białorusi. Polskie sądy i urzędnicy dotąd nie przyznawały mu racji. Trybunał Konstytucyjny to dla niego i Kresowian w podobnej sytuacji jedyna szansa.
Skarżyński urodził się w 1956 r. w okolicach Grodna. Jego rodzice, Polacy, po wkroczeniu armii sowieckiej w 1939 r. na mocy dekretu Prezydium Rady Najwyższej ZSRR zostali obywatelami radzieckimi. W latach 50. nie złożyli na czas deklaracji o wyborze polskiego obywatelstwa, bo nie wiedzieli, że taka możliwość istnieje.
– Urzędnicy odmawiają mi racji. Wojewoda mazowiecki, MSWiA i sądy administracyjne powołują się na konwencję ze stycznia 1958 r. między PRL i ZSRR regulującą sprawę obywatelstwa z powodu powojennej zmiany granic – mówi Skarżyński. Zgodnie z nią osoby narodowości polskiej mieszkające wtedy na terytorium ZSRR mogły do 9 maja 1959 r. złożyć w Konsulacie PRL oświadczenie o wyborze obywatelstwa polskiego. – Ta konwencja nie została jednak opublikowana w ZSRR – podkreślał wiele razy Skarżyński. Jego ojciec był jeszcze wtedy w sowieckim łagrze. Jak mógł wybrać sobie obywatelstwo?
– W tej sprawie jest szansa na sukces przed Trybunałem – mówi „Rz” mecenas Bartłomiej Sochański, który w imieniu Skarżyńskiego przygotował skargę konstytucyjną.
Jak się dowiedziała „Rz”, prawnik podkreślił w tym wniosku nie tylko fakt, że konwencja nie została w ZSRR opublikowana. Wskazuje też, że jej zapisy są sprzeczne z polską konstytucją, bo wprowadzają nieznaną formę utraty obywatelstwa polskiego, dając Kresowianom rok na deklarację w sprawie jego wyboru. – To godzi w podstawowe prawa jednostki – ocenia Sochański. – W dodatku ta konwencja była sprzeczna nawet z polską konstytucją z 1952 r. i ustawą o obywatelstwie polskim z 1951 roku.