Bartosz Arłukowicz, świeżo upieczony minister ds. wykluczenia w rządzie PO, w jedno popołudnie przebył drogę z lewej strony sceny politycznej na centroprawicę. Ideowo to duża różnica, ale daleko mu do rekordzistów, którzy zmieniali partie jak rękawiczki.
Z lewa i z prawa
Arłukowicz wierny był lewicy przez dekadę. W 2002 r. jako bezpartyjny zdobył mandat radnego w Szczecinie z listy SLD – UP. Potem zapisał się do Socjaldemokracji Polskiej (SdPl), by po czterech latach z niej wystąpić.
W 2009 r. wstąpił do Unii Pracy, ale prosił przewodniczącego, by utrzymać to w tajemnicy „ze względu na plany polityczne". Waldemar Witkowski, szef UP, do dziś ma w biurku jego deklarację członkowską. Z tytułu członkostwa Arłukowicza UP niewiele zyskała, bo nie dość, że mało kto o tym wiedział, to na dodatek nie płacił składek.
Jaka przyszłość czeka go teraz? Mirosław Drzewiecki z PO, jeden z bohaterów afery hazardowej, już powiedział, że w komisji powołanej do wyjaśnienia tej sprawy Arłukowicz uprawiał teatr polityczny. Sądząc jednak po losach innych politycznych wędrowców, po początkowych nieprzyjemnościach może liczyć na spokojną karierę.
Podobny ruch jak Arłukowicz, tylko w przeciwnym kierunku, wykonał Andrzej Celiński. Ten znany działacz solidarnościowej opozycji w czasach PRL, po 1989 r. członek Unii Demokratycznej, a potem Unii Wolności, wstąpił w 1999 r. do SLD. Jego dawni koledzy z „S" nie mogli w to uwierzyć. – Nasz Andrzej Celiński w SLD?! – pytał zdumiony polityk UW.