Przy okazji podnoszenia wieku emerytalnego reprezentowani przez PSL i ubezpieczeni w KRUS rolnicy wywalczyli specjalne traktowanie. Nie dość, że do końca 2017 r. zachowają wcześniejsze emerytury (w ZUS zniknęły one w 2009 r.), to jeszcze ponad 100 tys. z nich może przestać płacić składki. Wystarczy, że oświadczą, iż zajmują się dzieckiem, a przez trzy lata kasa państwa wyłoży za nich pieniądze. Co więcej, nikt nie będzie weryfikował, kto w rodzinie zajmuje się dzieckiem.
Ustawę napisało Ministerstwo Pracy z założeniem, że zrówna w prawach pracowników, samozatrudnionych i rolników. Jest efektem kompromisu zawartego przez Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka przy okazji ustawy o dłuższym czasie pracy. Sęk w tym, że pracownicy i prowadzący firmę, aby zyskać prawo do składek z budżetu, muszą zrezygnować z zarabiania. Pierwsi idą na urlop wychowawczy, drudzy zawieszają działalność. Rolnicy nie będą musieli tego robić.
Dodatkowo z najnowszej wersji ustawy (z lipca) zniknął przepis (był w wersji z kwietnia), który ograniczał przywilej rolników do osób, których dzieci urodzą się po 1 stycznia 2013 r. Według nowego projektu prawo do składek otrzymają wszyscy rodzice wychowujący dzieci w wieku do 4 lat. Resort pracy nie oszacował jednak, ile to będzie kosztować. Wytykają to minister w Kancelarii Premiera Adam Jasser i minister finansów Jacek Rostowski. Ten ostatni używa sformułowania „ogromne skutki finansowe dla budżetu". I proponuje przywrócenie daty granicznej.
Z naszych szacunków wynika, że od 1 stycznia prawo do finansowanych przez podatników składek może zyskać ok. 150 tys. rolników. Tylko w pierwszym roku to koszt dla budżetu nawet 100 mln zł. Aleksandra Wiktorow, rzecznik praw ubezpieczonych i członek Rady Gospodarczej przy Premierze, sceptycznie odnosi się do propozycji resortu pracy.