Od niemal dziesięciu lat bez widocznego efektu policjanci próbują rozwiązać zagadkę podwójnego zabójstwa na warszawskim Mokotowie. W mieszkaniu, w którym doszło do zbrodni, przebywała wówczas Karina, siedmioletnia córka zamordowanej kobiety. Ślad po niej zaginął.
Czy przestępcy mogą liczyć na bezkarność? – Nie, bo nie ma zbrodni doskonałej – uważa kryminolog prof. Brunon Hołyst. – Będziemy poszukiwali Kariny do skutku – zapewnia Magdalena Bieniak z mokotowskiej komendy policji. Tymczasem w bazie danych ITAKI znajdują się aż 372 osoby, które zaginęły co najmniej dziesięć lat temu.
Rozstrzelani
W sylwestra 2002 r. do mieszkania przy ul. Dąbrowskiego przyszła Małgorzata N. Chciała zobaczyć się z siostrą – Anną Surmacz. Drzwi otworzyła swoimi kluczami. W przedpokoju w kałuży krwi leżał Piotr Sz. ps. Świr, konkubent Anny. Przerażona kobieta zawiadomiła policję.
„Świr" zginął od kilku strzałów, m.in. w głowę i klatkę piersiową. W pokoju obok, na tapczanie, policjanci znaleźli zwłoki Anny Surmacz. Zginęła od strzałów w głowę i kręgosłup.
Jak ustalili biegli, do zbrodni doszło 27 grudnia. – Nie było wątpliwości, że to klasyczne zabójstwo porachunkowe – wspomina były oficer Wydziału Zabójstw, który zajmował się zbrodnią. Kilka dni wcześniej Piotr S. opuścił więzienie. Odsiedział w nim kilka miesięcy za awanturę w supermarkecie. On był żołnierzem gangu, a Anna handlowała narkotykami.