Pogarszająca się kondycja finansowa Podhalan jest widoczna już w Krajowym Rejestrze Dłużników. Z ich danych dotyczących Podhala wynika, że w maju 2012 r. kwoty przekazane przez wierzycieli do KRD wynosiły ponad 37 mln zł. Pół roku później suma ta wzrosła do 44 mln zł. Obecnie wartość złych długów wynosi już prawie 56 mln zł.
Powiększyła się także liczba mieszkańców tego regionu, którzy trafili do rejestru. Rok temu było to 6405 osób (wszystkich mieszkańców Podhala jest ok. 245 tys.). Dziś figuruje w nim już 7700. To ogromny wzrost, bo jak poinformował „Rz" Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów, w ostatnich miesiącach liczba dłużników w większości regionów Polski się ustabilizowała. To, że na Podhalu rośnie, może świadczyć o tym, że w tym rejonie sytuacja jest poważniejsza, zwłaszcza że do tej pory górale znani byli z tego, że swoje długi płacą terminowo.
Ratując się przed jeszcze większymi tarapatami finansowymi, wielu z nich próbuje zadłużone nieruchomości sprzedawać. Z danych serwisu Szybko.pl zamieszczającego ogłoszenia o nieruchomościach na sprzedaż wynika, że w powiecie tatrzańskim i nowotarskim liczba nieruchomości na sprzedaż w porównaniu z poprzednim rokiem zwiększyła się średnio o 10 miesięcznie. – Bardzo często sprzedajemy nieruchomości obciążone kredytami. Zdarza się, że ich właściciele decydują się na sprzedaż za mniejsze pieniądze, niż wynosi kredyt, a różnicę dopłacają z własnej kieszeni – mówi Zofia Pecuch, właścicielka zakopiańskiej agencji nieruchomości „Zofia".
Kryzys spowodował, że ceny podhalańskich miejscowości zaczęły spadać na łeb na szyję. Chociaż w serwisach widać, że średnia cena za dom pod Tatrami wynosi około miliona złotych, to coraz częściej trafiają się dobre oferty za mniejsze pieniądze. – Jeszcze dwa lata temu nie było co marzyć o domu poniżej miliona. Dziś mam już kilka ofert za mniejsze pieniądze i w dodatku ceny podlegają negocjacji – opowiada Pecuch i dodaje, że ostatnio sprzedała stary, duży dom w centrum Zakopanego za 750 tys. zł. – Kiedyś coś takiego byłoby nie do pomyślenia – tłumaczy.
Jedynym ratunkiem przed bankructwem dla Podhala jest zwiększenie liczby turystów wypoczywających pod Tatrami. – Ale turyści pojawią się wtedy, gdy górale zaproponują im coś więcej niż tylko miejsce do spania – tłumaczy prezes Wojtowicz. Jej zdaniem z kryzysu obronną ręką wyjdą ci hotelarze, którzy postawią na specjalizację, przystosowując swoje placówki np. do potrzeb osób niepełnosprawnych czy rodzin z małymi dziećmi. – Ale to wszystko musi być wysokiej jakości. Nie wystarczy, że ktoś postawi małą piaskownicę w rogu podwórka i już uważa, że stworzył miejsce przyjazne maluchom. Turystów rażą takie zachowania i zrażają do Zakopanego – dodaje Wojtowicz.
Na poprawę jakości usług postawiła w ostatnich latach Białka Tatrzańska i Bukowina Tatrzańska, w których powstały nowoczesne baseny termalne i wyciągi. Finał jest taki, że coraz więcej narciarzy, którzy zdecydowali się szusować w Polsce, właśnie tam się zatrzymuje, omijając inne podhalańskie miejscowości.