Kiedyś Ukraińcy chętniej przyjeżdżali do nas do pracy. Teraz jest ich coraz mniej. – Wolą jechać na Zachód – uważa prof. Krystyna Iglicka, demograf i rektor Uczelni Łazarskiego. A ci, co już u nas są, patrzą, co się dzieje w ich kraju. I starają się mu pomóc.
Prezes Związku Ukraińców w Polsce Piotr Tyma mówi, że na razie nie ma sygnałów, by więcej jego rodaków przyjeżdżało do Polski. – Było kilkadziesiąt osób, które trafiły tu na leczenie, czy pojedynczy uchodźcy polityczni. Ale masowych migracji nie ma.
Ciało tu, serce tam
W Polsce, jak wynika ze spisu powszechnego z 2011 roku, na stałe mieszka ponad 50 tys. Ukraińców. Jednym z nich jest Taras Kravets. Ma 42 lata. Jak sam mówi, ma tożsamość ukraińsko-polską. Jego ojciec jest Polakiem, mama Ukrainką. Taras pochodzi ze Lwowa. Tam skończył studia magisterskie i doktoranckie. W 1999 roku przyjechał do Polski, do Warszawy. Studiował na SGGW, jednocześnie robił studia MBA we Francji. Potem na stałe związał się z Polską, choć we Lwowie została część jego rodziny. Ma tam brata i nastoletniego syna. Taras zaczął pracę w Orlenie, a teraz jest menedżerem w firmie, która dostarcza olej roślinny dla branży spożywczej. – Przeżywam to, co się dzieje na Ukrainie. Każdy dzień zaczynam od sprawdzenia, co nowego – opowiada Taras.
Od listopada jest w komitecie, który organizuje akcje wsparcia dla Ukrainy, a teraz także protesty przeciwko agresji rosyjskiej. Ukraińcy od czterech miesięcy protestują pod ambasadą Ukrainy czy Rosji. A ostatnio także USA i Wielkiej Brytanii. – Łamane jest Memorandum Budapesztańskie (w 1994 roku Ukraina zrzekła się broni jądrowej w zamian za nienaruszalność granic – red.). Nie wolno milczeć – podkreśla.
Jeździł na Majdan. Zawoził tam leki, środki opatrunkowe czy pieniądze zebrane w naszym kraju. – Teraz widać, kto naprawdę wspiera Ukrainę, kto jest jej przyjacielem. Polska sprawdziła się w tym trudnym czasie i jesteśmy jej wdzięczni. Nie spodziewaliśmy się tego – przyznaje.