Reklama
Rozwiń
Reklama

Starosta garwoliński: W sprawie dywersji w moim powiecie informacje docierały do mnie tylko półoficjalnie

Władze centralne przejęły całą akcję, a z samorządem nikt się w tej sprawie nie kontaktuje. Wiem tyle, ile podadzą media i przeczytam na platformach społecznościowych – opowiada Iwona Kurowska, starosta garwoliński, polityczka PiS.

Publikacja: 18.11.2025 18:39

Starosta garwoliński: W sprawie dywersji w moim powiecie informacje docierały do mnie tylko półoficjalnie

Foto: Starostwo Powiatowe w Garwolinie

Czy mieszkańcy Garwolina i okolic czują się bezpieczni?

Przez powiat garwoliński przebiega kluczowa trasa kolejowa Warszawa–Lublin, przejeżdżają też pociągi na Ukrainę. Jest też S-17 i w dodatku nad naszymi głowami latają samoloty wojskowe między Mińskiem Mazowieckim a Dęblinem. Jak dowiedzieliśmy się z opublikowanych planów strategicznych, ta część Polski, gdyby doszło do konfliktu zbrojnego, może nie być wystarczająco chroniona. Jesteśmy w newralgicznym miejscu, po niewłaściwej stronie Wisły i trudno się w tej sytuacji czuć bezpiecznie.  

Wiemy, że akt dywersji, do którego doszło w sobotę na trasie kolejowej do Dęblina, to był wybuch.

Dla mnie najważniejsze jest pytanie, co teraz z tą wiedzą zrobimy. Bo z pewnością trudno mówić, że podjęto wszystkie konieczne działania. Ale przecież wiemy też, że po prostu nie ma procedur, które by zapobiegały takim zdarzeniom i działania wdrażane są dopiero po tym, co się wydarzyło. Takich wydarzeń się nie przewiduje, ale trzeba im zapobiegać zwiększoną czujnością. 

Czytaj więcej

Donald Tusk: Ustaliliśmy sprawców aktu dywersji na kolei

Kilka tygodni temu w okolicach pobliskiego Łukowa spadł dron. Czy po tamtym wydarzeniu dostawaliście sygnały ze służb, że podobne akty dywersji mogą być także na terenie powiatu garwolińskiego? Przygotowywaliście się na taką ewentualność?

Nie, żadnych takich sygnałów nie było. To, co się wydarzyło w miniony weekend, było dla nas ogromnym zaskoczeniem. Myślę, że sabotażyści celowo wybrali na atak sobotni wieczór, gdy instytucje nie działają tak, jak w dni powszednie. Oczywiście inną sprawą jest to, że takie informacje o aktach sabotażu powinien przechwytywać nasz kontrwywiad. Ale nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo to nie należy do moich kompetencji.

Czy pani jako przedstawicielka samorządu powinna dostawać informację o ewentualnych zagrożeniach?

Tak, ponieważ starosta każdego powiatu jest odpowiedzialny za zarządzanie kryzysowe i zwoływanie sztabu kryzysowego. Współpracuję z policją, ze strażami, ze wszystkimi służbami i takie informacje rzeczywiście powinny do mnie docierać drogą oficjalną. Tu tak nie było, bo docierały do mnie informacje – tak to określę – półoficjalne. Byłam w kontakcie do momentu, kiedy już te działania przejęło CBŚP. Teraz nie wiemy nic poza tym, o czym piszą media.  

Reklama
Reklama

Kiedy się pani dowiedziała o tym zdarzeniu?

W niedzielę około południa. Nie chcę zdradzać, co to był za telefon, ale w pierwszych słowach tej rozmowy usłyszałam: w gminie Trojanów, w Życzynie, niedaleko przejazdu kolejowego, w miejscu, gdzie dokonano aktu dywersji był podłożony ładunek wybuchowy. Takie informacje do mnie dotarły i przekazałam je dalej. 

Czyli dowiedziała się pani ponad pół doby od chwili wybuchu.

Służby były na miejscu od rana, mnie powiadomiono kilka godzin później.

Czytaj więcej

Śledztwo w sprawie sabotażu. Czego Polacy szukają w sieci?

Na platformie X Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy Ministra Koordynatora Służb Specjalnych napisał: „Starosta garwoliński Iwona Kurowska przechwala się w mediach, że dostała informacje od przedstawicieli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o tym, że »na trakcji kolejowej doszło do wybuchu, a incydent jest aktem dywersji«. Stanowczo oświadczam, że nikt z ABW nie kontaktował się ze starostą garwolińskim, ani nie udzielał żadnych informacji.”. Jak pani to skomentuje?

Skomentowałam od razu – to nieprawda. Nigdy tego nie mówiłam. Bardzo to niewłaściwe i smutne, że w takiej chwili osoba na tym stanowisku kieruje uwagę mediów na to, co starosta powiedziała, a czego nie, zamiast skupić się na bezprecedensowym ataku, który miał miejsce na terenie powiatu garwolińskiego.

Pojawiły się informacje, że ludzie dzwonili na policję i mówili o wybuchu, ale policja nie reagowała. 

Wiem, że było zgłoszenie, bo rozmawiałam z mieszkańcem, który powiedział mi, że osobiście dzwonił na policję właśnie w sobotę. Mieszka 2,5 km od miejsca zdarzenia i usłyszał potężny huk. Wielu jego sąsiadów także, bo ludzie się z nim kontaktowali. Odebrał około 10 telefonów. Poinformował mnie, zadzwonił na policję, przekazał informacje o tym, co się wydarzyło. Nieoficjalnie wiem, że policja podjęła działania, próbując znaleźć źródło tego huku. No i zdaje się, że niczego nie znalazła, skoro dopiero następnego dnia rano informację o uszkodzonych torach przekazał maszynista. I, jak też to wiem nieoficjalnie, maszynista został uprzedzony, że coś na torach może się znajdować i że powinien uważać.

Na miejscu zdarzenia pojawił się premier Donald Tusk, ministrowie Marcin Kierwiński i Tomasz Siemoniak. Jak układała się współpraca z nimi?

Nie ma żadnej współpracy między nami. Władze centralne przejęły całą akcję i nikt się z nami, z samorządem, w tej sprawie nie kontaktuje. Wiem tyle, ile podadzą media i przeczytam na platformach społecznościowych. Natomiast nie jesteśmy tam na miejscu. 

Reklama
Reklama

Na początku rozmowy powiedziała pani, że nie ma odpowiednich procedur dotyczących podobnej sytuacji. Jak takie procedury, zdaniem was, samorządowców, powinny wyglądać? 

Samorządy mają swoje procedury związane z wydarzeniami, które mają lokalny charakter. Zwołujemy wtedy sztab kryzysowy. Tu natomiast jest charakter zdecydowanie ponadlokalny.

Czytaj więcej

Wiemy, co zdradziło dywersantów, którzy wysadzili tory. Nowe ustalenia „Rzeczpospolitej”

Co do procedur – mamy ministrów, mamy koordynatorów, mamy pełnomocników, którzy powinni te wszystkie sytuacje przeanalizować na poziomie ogólnokrajowym. Zastanowić się, jak ta strategia powinna wyglądać. Bo wczoraj wyglądało na to, że tej strategii informowania ani samorządów, ani mieszkańców nie było.  

Obawia się pani, że takie akty sabotażu będą się powtarzać? Co należałoby zrobić, by im zapobiec?

To zadanie dla fachowców. Myślę jednak, że przede wszystkim należy postawić pytanie, dlaczego nie zadziałały systemy, które mają za zadanie sygnalizować usterki na torach. Zastanawiam się, czy nie powinno się w ogóle wyłączyć tych torów z użytkowania do czasu, aż ta usterka nie zostanie zlokalizowana? Bo przecież przejechało po tych torach w nocy od tamtego momentu do rana co najmniej kilka pociągów. Według nieoficjalnych informacji było ich aż osiem. I każdy z tych pociągów mógł się wykoleić. To jest linia, którą wielu naszych mieszkańców dojeżdża do pracy do Warszawy, do Lublina, naprawdę strategiczna.

Od wybuchu wojny w Ukrainie minęło prawie cztery lata, więc chyba najwyższy czas, żeby przestać udawać i uspokajać się nawzajem, że wszystko jest w porządku. Sytuacja jest bardzo poważna. 

Czy samorządy mają pieniądze na działania ochronne ludności cywilnej?

Oczywiście planujemy środki na zarządzanie kryzysowe w budżecie powiatu. Niedawno pojawiły się także pieniądze u wojewodów, które możemy wykorzystać na zakupy niezbędne dla ochrony ludności. Otrzymaliśmy ponad 3 mln zł.  

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Ładunek wybuchowy na torach. Minister Marcin Kierwiński: Mieliśmy bardzo dużo szczęścia

Natomiast jest bardzo mało czasu na to, żeby zrealizować te zakupy. Mamy czas do końca roku, jest listopad, nie ma pewności, czy zdążymy z procedurami przetargowymi, choć robimy wszystko, żeby zrealizować zadanie. Byłoby bardzo źle, gdyby pieniądze przepadły. 

Czy w obecnej sytuacji, gdy jest ryzyko powtarzania się takich aktów sabotażu, planuje pani np. powołanie stale działającego sztabu kryzysowego?

Nie ma takiej potrzeby. Mamy wydział zarządzania kryzysowego, który się tymi zadaniami zajmuje.  

W małym mieście nie brakuje fachowców z tej dziedziny?

Jesteśmy dużym powiatem, choć z kadrą jest tu rzeczywiście duży problem, ale udało nam się skompletować dobrze wyszkolony zespół. Ale trzeba też pamiętać, że nie da się tego zarządzania kryzysowego prowadzić z pozycji zwykłego urzędnika. To nie jest, jak kiedyś, „profilaktyczny” wydział. Dziś wymagania co do tych pracowników są naprawdę duże. Zarówno te dotyczące ich kwalifikacji, jak i dyspozycyjności.  

Czym teraz zajmą się ci pracownicy?

Realizują swoje zadania, których jest coraz więcej. Szczególnie w kontekście Ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej.

Reklama
Reklama
Rozmówczyni

Iwona Kurowska

Nauczycielka, działaczka polityczna i samorządowa, posłanka PiS na Sejm IX kadencji (2023 r.) i starosta garwoliński (od 2024 r.)

 

Czy mieszkańcy Garwolina i okolic czują się bezpieczni?

Przez powiat garwoliński przebiega kluczowa trasa kolejowa Warszawa–Lublin, przejeżdżają też pociągi na Ukrainę. Jest też S-17 i w dodatku nad naszymi głowami latają samoloty wojskowe między Mińskiem Mazowieckim a Dęblinem. Jak dowiedzieliśmy się z opublikowanych planów strategicznych, ta część Polski, gdyby doszło do konfliktu zbrojnego, może nie być wystarczająco chroniona. Jesteśmy w newralgicznym miejscu, po niewłaściwej stronie Wisły i trudno się w tej sytuacji czuć bezpiecznie.  

Pozostało jeszcze 94% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Społeczeństwo
Sondaż: Polacy oceniają stan ochrony zdrowia. Alarmujący sygnał dla rządu
Społeczeństwo
Prof. Maciej Milczanowski: Rosja nas testuje, wchodzi na wyższy poziom działania
Społeczeństwo
Uszkodzony fragment torowiska. Premier Tusk: niewykluczony akt dywersji
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Społeczeństwo
Damian „Stifler” Zduńczyk w kampanii społecznej kierowanej do dzieci. Ministerstwo się odcina
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama