Czy mieszkańcy Garwolina i okolic czują się bezpieczni?
Przez powiat garwoliński przebiega kluczowa trasa kolejowa Warszawa–Lublin, przejeżdżają też pociągi na Ukrainę. Jest też S-17 i w dodatku nad naszymi głowami latają samoloty wojskowe między Mińskiem Mazowieckim a Dęblinem. Jak dowiedzieliśmy się z opublikowanych planów strategicznych, ta część Polski, gdyby doszło do konfliktu zbrojnego, może nie być wystarczająco chroniona. Jesteśmy w newralgicznym miejscu, po niewłaściwej stronie Wisły i trudno się w tej sytuacji czuć bezpiecznie.
Wiemy, że akt dywersji, do którego doszło w sobotę na trasie kolejowej do Dęblina, to był wybuch.
Dla mnie najważniejsze jest pytanie, co teraz z tą wiedzą zrobimy. Bo z pewnością trudno mówić, że podjęto wszystkie konieczne działania. Ale przecież wiemy też, że po prostu nie ma procedur, które by zapobiegały takim zdarzeniom i działania wdrażane są dopiero po tym, co się wydarzyło. Takich wydarzeń się nie przewiduje, ale trzeba im zapobiegać zwiększoną czujnością.
Czytaj więcej
Co do obu przypadków mamy pewność, nie przypuszczenie, że próba wysadzenia torów oraz naruszenie...
Kilka tygodni temu w okolicach pobliskiego Łukowa spadł dron. Czy po tamtym wydarzeniu dostawaliście sygnały ze służb, że podobne akty dywersji mogą być także na terenie powiatu garwolińskiego? Przygotowywaliście się na taką ewentualność?
Nie, żadnych takich sygnałów nie było. To, co się wydarzyło w miniony weekend, było dla nas ogromnym zaskoczeniem. Myślę, że sabotażyści celowo wybrali na atak sobotni wieczór, gdy instytucje nie działają tak, jak w dni powszednie. Oczywiście inną sprawą jest to, że takie informacje o aktach sabotażu powinien przechwytywać nasz kontrwywiad. Ale nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo to nie należy do moich kompetencji.
Czy pani jako przedstawicielka samorządu powinna dostawać informację o ewentualnych zagrożeniach?
Tak, ponieważ starosta każdego powiatu jest odpowiedzialny za zarządzanie kryzysowe i zwoływanie sztabu kryzysowego. Współpracuję z policją, ze strażami, ze wszystkimi służbami i takie informacje rzeczywiście powinny do mnie docierać drogą oficjalną. Tu tak nie było, bo docierały do mnie informacje – tak to określę – półoficjalne. Byłam w kontakcie do momentu, kiedy już te działania przejęło CBŚP. Teraz nie wiemy nic poza tym, o czym piszą media.