Początek kadencji Humzy Yousafa na czele Szkockiej Partii Narodowej (SNP) i w roli pierwszego ministra Szkocji nie mógł być bardziej pechowy. Ledwie tydzień po wyborze na to stanowisko gruchnęła wiadomość, że policja aresztowała męża jego poprzedniczki Nicoli Sturgeon – Petera Murrella. Ten wieloletni sekretarz generalny SNP jest oskarżony o defraudację setek tysięcy funtów, które wyborcy wpłacali na organizację kolejnego, po tym w 2014 r., referendum niepodległościowego. Do głosowania nigdy nie doszło, bo Sturgeon nie miała pomysłu, jak przełamać opór Londynu w tej sprawie.

Dla szkockich nacjonalistów fatalne są nie tylko sondaże w sprawie niepodległości. Złe wyniki przynoszą także te o poparciu partii politycznych przed nadchodzącymi wyborami do regionalnego parlamentu. SNP, która miała tu absolutną większość od 2007 r., teraz musi się zadowolić 38,3 proc. poparcia, i wciąż pikuje. Goni ją Labour (31,4 proc.). Konserwatyści mogą liczyć na 18,5 proc. poparcia.

– Zmierzamy do sytuacji, w której SNP nie tylko straci absolutną większość, ale nawet nie będzie największym ugrupowaniem w Szkocji. Nawet ci wyborcy, którzy chcą niepodległości, coraz częściej wybierają inne ugrupowania – uważa John Curtice, być może najbardziej rozpoznawalny socjolog w królestwie.

Czytaj więcej

Wielka Brytania nie całkiem kolorowa. Wciąż żywe są demony rasistowskie

Naturalnym wyborem jest tu Labour, bo Szkoci nie tylko tradycyjnie głosują w większości na lewicę, ale jest to też sposób na odróżnienie się od torysów w Londynie, którzy wbrew większości mieszkańców północnej prowincji wyprowadzili kraj z Unii. Wściekłość na brexit była najlepszym momentem na przeforsowanie niepodległości Szkocji. Z każdym rokiem jednak ludzie coraz bardziej odnajdują się w nowej rzeczywistości. Sam Yousaf ma dość słabą pozycję nie tylko dlatego, że wygrał walkę o przywództwo SNP niewielką większością, ale prezentował się jako kandydat „ciągłości” po Sturgeon.