Mahler krzyknął „Heil Hitler” rok temu, gdy przekraczał bramę więzienia w Cottbus (Chociebuż). Miał tam spędzić osiem miesięcy za podżeganie do nienawiści rasowej. W ten sposób, podnosząc jednocześnie prawą rękę do góry, powitał strażników. Mahler to kultowa postać wśród neonazistów. Wcześniej był członkiem Frakcji Armii Czerwonej (RAF) i napadał na banki, aby zdobyć pieniądze na finansowanie lewackiej grupy terrorystycznej. Jednocześnie jest adwokatem i karierę zaczynał jako obrońca terrorystów RAF.

Trzy lata temu w Trybunale Konstytucyjnym bronił Niemieckiej Partii Narodowodemokratycznej (NPD) przed delegalizacją. NPD ostatecznie nie zdelegalizowano, bo wyszło na jaw, że w jej kierownictwie znajdują się agenci służb specjalnych. Pojawiły się podejrzenia, że sterują partią w taki sposób, by ułatwić jej delegalizację. Horst Mahler triumfował, a jego partia zyskała na popularności.

To już jednak przeszłość. – Pojawiające się żądania uruchomienia nowej procedury delegalizacyjnej sprawiają, że partia wydaje się groźniejsza, niż jest w rzeczywistości – napisał „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Nawet w Saksonii, uchodzącej za twierdzę NPD, liczba członków zmniejszyła się o połowę. W kasie partyjnej jest pusto, a zmasowany opór setek organizacji antynazistowskich sprawia, że NPD nie może wynająć sali na organizację partyjnego zjazdu. Nawet hotele nie przyjmują rezerwacji na nazwiska partyjnych liderów.

Piotr Jendroszczyk z Berlina