74-letnia Joan Downes cierpiała na raka wątroby w fazie terminalnej. Według lekarzy miała przed sobą zaledwie kilka tygodni życia. Ze strachu przed cierpieniem postanowiła przyspieszyć swoją śmierć. Jej mąż zdecydował się umrzeć razem z nią. Ponieważ tzw. wspomagane samobójstwo jest nielegalne w Wielkiej Brytanii, postanowili skorzystać z usług szwajcarskiego stowarzyszenia Dignitas.
W zeszły piątek wypili w jednym z „pokojów śmierci” stowarzyszenia w Zurychu śmiertelną dawkę pentobarbitalu. Towarzyszyły im ich dzieci, syn Caractacus i córka Boudicca. Choć nie chcieli, by rodzice umarli, rozumieją ich decyzję. – Moi rodzice borykali się z chorobami związanymi z wiekiem. Mama była ciężko chora na raka. Ojciec prawie całkiem ślepy i głuchy. Mieli dość tego życia – powiedział Caractacus Downes brytyjskiemu dziennikowi "The Times". Według niego para podjęła decyzję o samobójczej śmierci świadomie. – Jako dzieci musimy to uszanować. Taką mieli filozofię życia. My z siostrą mamy zresztą taką samą. Choć byliśmy zszokowani, pomogliśmy im spełnić to ostatnie życzenie – podkreślił.
Sir Edward i jego żona zdecydowali się na szybką podróż do Szwajcarii. – Musieli przyspieszyć wyjazd. Mama czuła się coraz gorzej – opowiada syn.
Jak umierali dyrygent i jego żona? – Wypili truciznę i razem zasnęli na łóżku. Odeszli w pokoju – podkreśla Caractacus Downes. Jako niewierzący, państwo Downes nie przewidzieli dla siebie pogrzebu.
Ponieważ osobom, które pomagają swoim bliskim zakończyć życie za granicą grozi kara, londyńska policja wszczęła śledztwo w sprawie śmierci pary. Downes, który urodził się w 1924 roku w Birmingham, był od ponad pół wieku związany ze słynną londyńską Operą Królewską. Dyrygował tam w prawie tysiącu przedstawień. Pracował między innymi ze słynną sopranistką Marią Callas. Przez wiele lat dyrygował także orkiestrą filharmoniczną BBC oraz orkiestrą australijskiej opery w Sydney, której dyrektorem był w latach 70. Wielbiciel Verdiego i Prokofiewa.