Przyczyny katastrof to zwykle wynik wieloletnich zaniedbań, kuriozalnych oszczędności, łamania procedur, ale też przymykania oczu na brawurę czy głupotę. Państwo mobilizuje się po tragediach – znajduje pieniądze, których wcześniej nie było, zmienia prawo i uszczelnia procedury. Robi to jednak po wielu miesiącach, a nawet latach od tragedii. „Rz" prześledziła, jakie wnioski państwo wyciągnęło po największych polskich katastrofach: smoleńskiej, hali Międzynarodowych Targów Katowickich i tych w kopalniach.
Po Smoleńsku
Nowa instrukcja lotów HEAD (najważniejszych osób w państwie: premiera, prezydenta oraz marszałków Sejmu i Senatu) weszła w życie na początku lutego tego roku – po blisko dwóch latach od wypadku prezydenckiego tupolewa. Specjalny zespół pracował nad jej nową wersją aż sześć miesięcy. – W jakim stopniu poprawi bezpieczeństwo lotów państwowych VIP-ów, pokaże praktyka, z pewnością wiele niejasności precyzuje oraz nakreśla odpowiedzialność – przyznaje jeden z pilotów. Instrukcja m.in. doprecyzowuje kwestię wyboru lotnisk, wymogu jego sprawdzenia przed startem np. z głową państwa, czyli tzw. oblot. Musi być też wskazane i sprawdzone lotnisko zapasowe, a także zapasowa maszyna wraz z przygotowaną załogą. Podniesiono wymagania w stosunku do załogi. Jej dowódca musi mieć co najmniej 1000 godzin nalotu na wojskowych samolotach lub śmigłowcach, a drugi pilot 750. Choć to akurat nie musi oznaczać dużej zmiany, bo kapitan załogi lecącej do Smoleńska Arkadiusz Protasiuk na Tu-154M wylatał aż 2937 godzin, drugi pilot ppłk Robert Grzywna – 1939 godzin, w tym na samolocie Tu-154M – 506 godzin.
Poprawiona instrukcja wywołuje jednak kontrowersje, bo zmieniły się realia: polskie VIP-y za granicę latają wyczarterowanymi embraerami z cywilną załogą LOT (po kraju śmigłowcami Sokół z utworzonej od stycznia tego roku po likwidacji 36. specpułku, 1. bazy Lotnictwa Transportowego), a ich instrukcja HEAD nie obowiązuje (choć np. cywilne embraery latające z premierem czy prezydentem na pokładzie muszą wcześniej robić tzw. oblot, czego się nie robi, w przypadku gdy pasażerami są zwykli ludzie).
Poza tym w kwietniu 2010 r. 36. specpułk liczył ponad 330 żołnierzy, w tym prawie 60 pilotów i nawigatorów. Dziś na palcach jednej ręki można policzyć pilotów wojskowych, którzy mogą latać po kraju śmigłowcami i w wyjątkowych sytuacjach samolotem CASA z VIP-em.
Piloci po cywilnemu
– Po katastrofie w Smoleńsku reforma objęła całe Siły Powietrzne – przyznaje ppłk Artur Goławski z biura prasowego Sił Powietrznych.