Powoli uczymy się po wielkich tragediach

Narodowe katastrofy powodują mobilizację państwa. Nie umiemy jednak znaleźć winnych

Publikacja: 07.05.2012 00:54

Poprawione po katastrofie smoleńskiej przepisy dotyczące lotów z VIP-ami wywołują kontrowersje

Poprawione po katastrofie smoleńskiej przepisy dotyczące lotów z VIP-ami wywołują kontrowersje

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Przyczyny katastrof to zwykle wynik wieloletnich zaniedbań, kuriozalnych oszczędności, łamania procedur, ale też przymykania oczu na brawurę czy głupotę. Państwo mobilizuje się po tragediach – znajduje pieniądze, których wcześniej nie było, zmienia prawo i uszczelnia procedury. Robi to jednak po wielu miesiącach, a nawet latach od tragedii. „Rz" prześledziła, jakie wnioski państwo wyciągnęło po największych polskich katastrofach: smoleńskiej, hali Międzynarodowych Targów Katowickich i tych w kopalniach.

Po Smoleńsku

Nowa instrukcja lotów HEAD (najważniejszych osób w państwie: premiera, prezydenta oraz marszałków Sejmu i Senatu) weszła w życie na początku lutego tego roku – po blisko dwóch latach od wypadku prezydenckiego tupolewa. Specjalny zespół pracował nad jej nową wersją aż sześć miesięcy. – W jakim stopniu poprawi bezpieczeństwo lotów państwowych VIP-ów, pokaże praktyka, z pewnością wiele niejasności precyzuje oraz nakreśla odpowiedzialność – przyznaje jeden z pilotów. Instrukcja m.in. doprecyzowuje kwestię wyboru lotnisk, wymogu jego sprawdzenia przed startem np. z głową państwa, czyli tzw. oblot. Musi być też wskazane i sprawdzone lotnisko zapasowe, a także zapasowa maszyna wraz z przygotowaną załogą. Podniesiono wymagania w stosunku do załogi. Jej dowódca musi mieć co najmniej 1000 godzin nalotu na wojskowych samolotach lub śmigłowcach, a drugi pilot 750. Choć to akurat nie musi oznaczać dużej zmiany, bo kapitan załogi lecącej do Smoleńska Arkadiusz Protasiuk na Tu-154M wylatał aż 2937 godzin, drugi pilot ppłk Robert Grzywna – 1939 godzin, w tym na samolocie Tu-154M – 506 godzin.

Poprawiona instrukcja wywołuje jednak kontrowersje, bo zmieniły się realia: polskie VIP-y za granicę latają wyczarterowanymi embraerami z cywilną załogą LOT (po kraju śmigłowcami Sokół z utworzonej od stycznia tego roku po likwidacji 36. specpułku, 1. bazy Lotnictwa Transportowego), a ich instrukcja HEAD nie obowiązuje (choć np. cywilne embraery latające z premierem czy prezydentem na pokładzie muszą wcześniej robić tzw. oblot, czego się nie robi, w przypadku gdy pasażerami są zwykli ludzie).

Poza tym w kwietniu 2010 r. 36. specpułk liczył ponad 330 żołnierzy, w tym prawie 60 pilotów i nawigatorów. Dziś na palcach jednej ręki można policzyć pilotów wojskowych, którzy mogą latać po kraju śmigłowcami i w wyjątkowych sytuacjach samolotem CASA z VIP-em.

Piloci po cywilnemu

– Po katastrofie w Smoleńsku reforma objęła całe Siły Powietrzne – przyznaje ppłk Artur Goławski z biura prasowego Sił Powietrznych.

Szef resortu obrony Tomasz Siemoniak zmienił podejście do wyboru pilotów – dziś preferowani są kandydaci posiadający cywilne licencje zawodowe (zanim zaczną latać z VIP-ami, przechodzą cykl szkoleń). W bud- żecie Sił Powietrznych znalazły się pieniądze m.in. na kursy teoretyczne, cywilne licencje pilota zawodowego, treningi na symulatorach lotu w kraju i za granicą, a także na ich zakup (dla CASY 295, M-28, SW4). Wygospodarowano także środki na pięć nowych śmigłowców Sokół w wersji VIP (mają być do 2014 r.).

Śledztwo w sprawie zawalenia się hali MTK trwało trzy lata. Proces wciąż się ciągnie

Wprowadzono zasadę, że piloci wojskowi mają zdobywać uprawnienia instruktorskie zgodnie z przepisami międzynarodowymi ICAO oraz UE. Siły Powietrzne wprowadzają standardy bezpieczeństwa obowiązujące w cywilnych liniach. – Na przykład zasadę, że latają zgrane załogi – dodaje Goławski.

Tempo zmian krytycznie ocenia major Marcin Rogus, analityk obronności, były rzecznik Sił Powietrznych. Na blogu napisał m. in.: „Spośród 44 zaleceń komisji wykonano dotychczas 10, a praca nad kolejnymi 22, które mają być zakończone w tym roku, trwa. (...) Wykonano zapewne wiele papierkowej roboty. Przeanalizowano, poprawiono i wdrożono nowe regulacje, które z formalnego punktu widzenia są ważne, ale nigdy nie będą w stanie zastąpić wartości takich jak kultura organizacyjna instytucji, racjonalna polityka kadrowa, przepływ wiedzy między pokoleniami".

Przypomina on, że po katastrofie samolotu CASA w styczniu 2008 r. (w Mirosławcu zginęło 20 wojskowych) Siły Powietrzne wdrożyły 67 wniosków i zaleceń. „W czasie wdrażania zaleceń po katastrofie w Mirosławcu priorytetem było generowanie dokumentów potwierdzających terminową realizację kolejnego zalecenia" – dodaje Rogus.

Po wypadku CASY szef Sztabu Generalnego wprowadził ograniczenia wspólnego latania dowódcy jednostki i zastępcy. W przypadku najważniejszych osób w państwie podobne ograniczenia wprowadzono dopiero po 10 kwietnia 2010 r.

Śmiertelny metan

O tym, że z tragedii nie zawsze wyciągamy wnioski na przyszłość, świadczy też przykład zbiorowych wypadków w kopalniach. Po tragedii w Halembie w Rudzie Śląskiej (w listopadzie 2006 r. zginęło 23 górników) w środowisku górniczym mówiło się, że podobna historia już się nie ma prawa wydarzyć. Przyczyną było m.in. fałszowanie wyników stężeń metanu (ukaranych zostało 37 osób, w tym kierownictwo kopalni). A jednak niespełna trzy lata później w kopalni Wujek-Ruch Śląsk na granicy Katowic i Rudy Śląskiej od zapalenia się metanu zginęło kolejnych 20 górników. Tu także były podobne nieprawidłowości (niewystarczająca wentylacja chodników, zły stan urządzeń i organizacja pracy).

Nadzór górniczy po latach uznał, że musi omijać przedsiębiorców, tzn. kopalnie i firmy zewnętrzne wykonujące roboty na dole. Od trzech lat kontrolerzy badający bezpieczeństwo na dole chodzą z własnymi urządzeniami do pomiaru stężenia gazu, kopalnie kupiły kamery termowizyjne, wyodrębniono rejony szczególnego nadzoru, które są kontrolowane co dwa miesiące. – Wciąż szukamy kolejnych pomysłów, by to bezpieczeństwo poprawić – przyznaje rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego Jolanta Talarczyk.

Ale dopiero kilka miesięcy temu udało się wygospodarować pieniądze na projekt badawczy, który ma pomóc w szukaniu lepszych metod diagnozowania zagrożeń metanowych i sposobów odmetanawiania. Projekt wykonuje Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. – Po analizie wypadków z ostatnich 20 lat wyszło nam, że 80 proc. z nich wiąże się z metanem – mówi Talarczyk. W ciągu 20 lat z powodu metanu zginęło w polskich kopalniach 88 górników.

Brak bezpieczeństwa

28 stycznia 2006 r. pod naporem śniegu i lodu zawalił się dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Trwała właśnie wystawa gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, ponad 170 zostało rannych. Była to największa katastrofa budowlana w Polsce, jaka wydarzyła się w ciągu ostatnich 30 lat. Biegli prokuratury ustalili, że obciążenie dachu śniegiem było bezpośrednią przyczyną zawalenia się dachu, jednak wpływ na to miał także zły projekt oraz zmiany projektu w trakcie budowy hali. Konstrukcja stalowa dachu nie spełniała norm jakości, z powodu oszczędności zamieniono np. gatunek stali konstrukcyjnej. O tym, że konstrukcja pawilonu jest wadliwa, świadczyły awarie z 2000 i 2002 r. Projektant wskazywał właścicielowi hali, że dach musi być odśnieżany – ale to zbagatelizowano. Ponad rok po tragedii parlament znowelizował prawo budowlane. Wprowadzono wymóg dwukrotnej w ciągu roku kontroli stanu budynków wielkopowierzchniowych – przed i po zimie. Za niedopełnienie obowiązków właścicielowi lub zarządcy grozi nawet więzienie.

Zdaniem Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego tragedia w MTK zmieniła świadomość zagrożenia, jakie powoduje zalegający na dachach śnieg i lód. Ale statystyki pokazują, że katastrof nie jest jednak wcale mniej. Najgorszy był pod tym względem rok 2008 – 1113 katastrof budowlanych (w ub. r. –648).

W naprawianiu państwa po katastrofach nie pomaga bezkarność odpowiedzialnych. Dyrektor kopalni Halemba Kazimierz D. zaraz po tragedii odszedł z pracy, pobiera dziś wysoką górniczą emeryturę. Kompania nie odsunęła od pełnienia obowiązków również Marka Z., głównego inżyniera ds. wentylacji w Halembie, który wysłał górników na śmierć i mataczył w śledztwie. Po dwóch latach znalazł pracę jako... ratownik górniczy.

Anatol Czaban, do lipca 2010 r. szef szkolenia Sił Powietrznych RP, po tragedii w Smoleńsku awansował do Sztabu Generalnego. Pracę w wojsku stracił dopiero po ujawnieniu wyników komisji Jerzego Millera.

Płk Ryszard Raczyński, szef specpułku, podał się do dymisji cztery miesiące po katastrofie. Jest już na emeryturze.

Śledztwo w sprawie zawalenia się hali MTK trwało aż trzy lata. Proces ciągnie się przed sądem w Katowicach. Główni oskarżeni nie przyznają się do winy.

Przyczyny katastrof to zwykle wynik wieloletnich zaniedbań, kuriozalnych oszczędności, łamania procedur, ale też przymykania oczu na brawurę czy głupotę. Państwo mobilizuje się po tragediach – znajduje pieniądze, których wcześniej nie było, zmienia prawo i uszczelnia procedury. Robi to jednak po wielu miesiącach, a nawet latach od tragedii. „Rz" prześledziła, jakie wnioski państwo wyciągnęło po największych polskich katastrofach: smoleńskiej, hali Międzynarodowych Targów Katowickich i tych w kopalniach.

Pozostało 94% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni