Sprawa samotnej matki dwojga dzieci z Opola, która trafiła za kraty z powodu niezapłacenia ok. 2 tys. zł grzywny, a jej dzieci do pogotowia opiekuńczego, wciąż bulwersuje polityków i ekspertów. Policja i sąd, który zamienił grzywnę na więzienie, usprawiedliwiają się procedurami. Trwa kontrola Ministerstwa Sprawiedliwości. Słychać o potrzebie zmiany przepisów, które pozwalają wsadzać za kraty za niewielkie grzywny.
Tymczasem eksperci, z którymi rozmawiała „Rz”, twierdzą, że problem nie polega na przepisach, ale na schematycznym podejściu sądów i policji, które traktują każdą sprawę jednakowo.
– Często bezduszny formalizm, który nie uwzględnia względów humanitarnych, prowadzi do takich sytuacji jak w Opolu – mówi „Rz” prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości. Uważa, że trzeba zmienić praktykę. – Przepisy są nastawione na wszystkie przypadki, a rolą sądu jest ocenić, jaką decyzję w danej sprawie podjąć. Sąd może rozłożyć grzywnę na raty, zarządzić prace społeczne, a w razie znikomej szkodliwości sprawę umorzyć – wylicza prof. Ćwiąkalski.
Dlaczego wobec kobiety z Opola sąd z tych możliwości nie skorzystał – to m.in. wyjaśnia ministerialna kontrola.
Z kolei Zbigniew Ziobro, prezes Solidarnej Polski i były szef resortu sprawiedliwości, uważa, że policjanci, zatrzymując samotną matkę, naruszyli zarządzenie komendanta głównego z 2009 r. Mówi ono, że powinni odstąpić od doprowadzenia, gdy osoba przedstawi zaświadczenie, że ma na wyłącznym utrzymaniu dziecko do 18 lat. – Jak samotna matka wychowująca dwójkę malutkich dzieci mogła o godz. 22 uzyskać takie zaświadczenie? – pyta Ziobro. – Policjanci uniemożliwili kobiecie skorzystanie z przysługujących jej praw.
– Policjanci powinni mieć możliwość samodzielnej oceny sytuacji – uważa Ćwiąkalski.