Uciążliwe są zwłaszcza rano i wieczorem. Po ich ataku wiele osób ślady ukąszenia ma przez kilkanaście dni. – Na szczęście u nas jak dotąd nie przenoszą groźnych chorób jak w Afryce – mówi dr Arkadiusz Maj, internista z Warszawy.
Tego lata komary wyjątkowo dają się we znaki. Nie ma chyba osoby, która dotąd nie została przez nie pogryziona. – Mam wrażenie, że jest ich trzy razy więcej niż w latach poprzednich. Bez posmarowania specjalnym płynem nie wychodzę na dwór z dziećmi. A i tak widzę, że średnio pomaga, bo synowie cali w bąblach chodzą – mówi Barbara Nowak, z podwarszawskich Marek, mama dwóch chłopców.
Mocniej tną w parne dni
Poseł PO Stefan Niesiołowski, który jest profesorem Uniwersytetu Łódzkiego, specjalistą od entomologii (nauki o owadach) mówi „Rz", że w tym roku komarów wcale nie jest więcej, a jedynie są bardziej agresywne. – Mocniej po prostu gryzą, zwłaszcza w parne i wilgotne dni – mówi prof. Niesiołowski.
W Polsce mamy ok. 50 odmian tych owadów, a zaledwie kilka to krwiopijcy. Najbardziej popularny gatunek to Culex Pipniens – tłumaczy prof. Niesiołowski. Dodaje, że ludzi, ale też inne ssaki stałocieplne i ptaki atakują samice komarów, które potrzebują krwi, by złożyć jaja.
Wojnę komarom wypowiada część samorządów. W Świnoujściu na zlecenie miasta wynajęte w przetargu firmy prowadzą opryski, które zaczynają się już od kwietnia i trwają do jesieni. – Poza tym robimy odymianie miejsc, gdzie owady składają jaja – mówi Robert Karelus, rzecznik Świnoujścia. Dodaje, że miasto podczas walki z komarami szuka szprzymierzeńców m.in. wśród naukowców. – Współpracujemy choćby z Państwowym Zakładem Higieny czy naukowcami z Uniwersytetu Wrocławskiego. Dzięki nim zmieniliśmy środki w opryskach, bo okazało się, że nie wszystkie działają na określone gatunki owadów – tłumaczy Karelus.