Wiadomość podały portal gazeta.pl oraz Informacyjna Agencja Radiowa. Dziennikarze powoływali się na źródła zbliżone do Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Przypomnieli, że pilot CASY dwukrotnie podchodził do lądowania. Za drugim razem miał ściąć tor lotu i w warunkach ograniczonej widoczności i orientacji zahaczyć skrzydłem o drzewo.
Wojsko niemal natychmiast zdementowało te informacje. – To wszystko insynuacje – kłamliwe, a w dodatku obraźliwe. Takie informacje na pewno nie wyszły z komisji – nie kryje zdenerwowania płk Zbigniew Drozdowski, szef komisji badającej wypadek.
Tymczasem rzecznik sił powietrznych potwierdza, że błąd człowieka to jedna z hipotez branych pod uwagę. Zaprzecza jednak, aby komisja doszła do jakichkolwiek wiążących wniosków. – Do katastrofy równie dobrze mogły się przyczynić warunki pogodowe oraz awaria maszyny – podkreśla podpułkownik Wiesław Grzegorzewski.
Doniesień medialnych nie komentują przedstawiciele 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego w Krakowie. To stamtąd pochodził samolot oraz obsługująca go załoga. – Powiem tylko, że podczas feralnego lotu za sterami zasiadał bardzo doświadczony pilot. Do czasu katastrofy wylatał 2,5 tysiąca godzin, z czego 700 samolotem CASA. Doskonale znał tę maszynę – podkreśla porucznik Adam Płaskowicz, rzecznik prasowy krakowskiej eskadry.
Wrak samolotu CASA jest teraz w hangarze w Mirosławcu, gdzie zostanie złożony