Sejmowa podkomisja obrony narodowej do zbadania procesu szkolenia pilotów i techników Sił Zbrojnych powstała w kwietniu 2009 r. na wniosek Ludwika Dorna (poseł niezależny). Powodem jej powołania była katastrofa samolotu Bryza na lotnisku wojskowym w Gdyni, w której zginęło czterech pilotów Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Wcześniej rozbiło się kilka innych maszyn wojskowych. M.in. pod Mirosławcem, gdzie zginęło 20 pilotów.
Po tych tragediach posłowie postanowili przyjrzeć się szkoleniu lotników wojskowych. Jeździli do jednostek lotniczych różnych rodzajów wojsk.
W lipcu zeszłego roku wizytowali jednostki Marynarki Wojennej, potem Wojsk Lądowych w Tomaszowie Mazowieckim. We wrześniu byli w Łasku, w październiku 2009 r. w Krakowie. Potem prace komisji przyhamowały. Przez ostatni rok posłowie odwiedzili tylko, w lipcu, po katastrofie, w której zginęli prezydent Lech Kaczyński, jego małżonka i 94 inne osoby, 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, odpowiedzialny za wożenie VIP.
– Po katastrofie pod Smoleńskiem miałem nadzieję, że prace podkomisji zostaną zintensyfikowane. Stało się odwrotnie. One całkowicie zamarły – mówi Dariusz Seliga, poseł PiS, wiceszef podkomisji. – Nie ma posiedzeń, nie ma sesji wyjazdowych, nie ma przygotowań do pisania raportu końcowego, choć miał być gotowy już dawno.
Zdaniem Seligi prace podkomisji celowo opóźniają jej członkowie z koalicji rządzącej. – Końcowy raport na temat szkolenia pilotów musiałby być miażdżący dla całej armii. Uważam, że dlatego dostali zlecenie, by jak najbardziej opóźniać jego napisanie – uważa Seliga.