Szykuje się wielka reorganizacja w policji. Z mapy kraju zniknie niemal połowa spośród blisko 700 posterunków. Powód? To twory archaiczne, nieefektywne, a drogie w utrzymaniu.
– Cel jest tylko jeden: poprawa bezpieczeństwa. Chodzi o to, by policja szybciej dotarła na miejsce przestępstwa, mniej funkcjonariuszy było za biurkiem, a więcej patroli w terenie – twierdzi nadinspektor Marek Działoszyński, komendant główny policji.
Ale część samorządów i mieszkańców jest pomysłowi przeciwna. Obawia się zmian nie tylko dlatego, że na ulicach może być według nich niebezpiecznie, ale też z powodów prestiżowych. – Zabiorą nam sądy, potem posterunki, aż w końcu zlikwidują powiaty – prorokują.
W nocy śpią
Posterunki to najmniejsze komórki w policji, ze skromną, zwykle kilkuosobową obsadą. Czynne tylko w dzień, nocą zamknięte na głucho. W czasie urlopów trudno obsadzić nawet dzienną zmianę. W praktyce, gdy nocą coś się zdarzy – domowa awantura czy bójka – każdy wzywa pomoc telefonicznie. – Dlatego najważniejsze dla ludzi są szybki kontakt i to, żeby policja błyskawicznie przyjechała – mówi gen. Działoszyński. – Czynny całą dobę komisariat to zapewni.
277 posterunków zniknie więc, a powstanie 27 nowych komisariatów. Policjanci zostaną też włączeni do komend miejskich i powiatowych.