850 zł – takie emerytury po wejściu w życie jesienią 2017 roku ustawy dezubekizacyjnej otrzymuje obecnie co dziesiąty były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa – blisko 4 tys. osób. Powód? Ustawa nie zalicza im ani jednego roku pracy w PRL, nawet jeśli pracowali 40 lat, bo służyli na rzecz totalitarnego państwa. Dziś mogą liczyć na minimalną emeryturę, jaką wypłaca ZUS osobom, które mają niski staż pracy i niewielkie składki.
„3766 osobom, które pełniły służbę na rzecz totalitarnego państwa, wypłacono emerytury w kwocie, która od 1 marca 2017 r. do 28 lutego 2018 r. wynosiła 1000 zł" – podaje nam MSWiA i podkreśla, że to stosunkowo niewielka liczba osób: „Wiele osób pobierających świadczenia z powszechnego systemu ZUS otrzymuje podobne emerytury".
Za służbę na rzecz totalitarnego państwa uznaje się służbę od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r. w cywilnych oraz wojskowych instytucjach i formacjach. Budzi to ogromne kontrowersje, bo ustawa objęła nie tylko funkcjonariuszy SB, ale także maszynistki pracujące np. w MSW, urzędników bazy PESEL czy kierowców Biura Ochrony Rządu. Krzywdzi także tych, którzy już w wolnej Polsce ścigali przestępców – wprowadza niejasne kryteria, bo uznaniową „abolicję" od SB może wydać tylko sam minister spraw wewnętrznych (nie wydał ani jednej).
– Emerytur nie stracą ci, którzy służyli w MO. Dotyczy to tylko członków SB – zapewniał na etapie legislacyjnym Mariusz Błaszczak, ówczesny minister spraw wewnętrznych i autor projektu. Wielokrotnie resort podkreślał, że „świadczenia będą obniżone do poziomu przeciętnej emerytury wypłacanej przez ZUS, czyli 2100 zł".