Siedem godzin w pociągu, godzina, może półtorej z synem, a potem smutny powrót do domu. W sobotę Alicja Bywalec przyjechała z Bielska-Białej do Poznania, aby odwiedzić syna Łukasza, jednego z aresztowanych żołnierzy. Do sali widzeń weszła też jego dziewczyna. – Tak bardzo czekaliśmy na jego powrót z Afganistanu. A teraz... by wyszedł z więzienia – mówi pani Alicja.
– Do Polski z wojny wrócił 3 listopada – wspomina przyjazd syna Władysław Bywalec. – Od razu go spytałem o zdarzenie z 16 sierpnia. Ale on nie chciał mówić, odparł tylko: – Kiedyś wam opowiem.
Janina Makowska, mama Andrzeja O., w sobotę do Poznania nie przyjechała. – Na widzenie mogą wejść tylko dwie osoby. Pojechał drugi syn z żoną – wyjaśnia. Pani Janina do ostatniej chwili miała nadzieję, że prokuratura zgodzi się na przepustkę, że spędzi święta z Andrzejem. – Syn nie daje po sobie poznać, że jest mu ciężko – mówi.
Rodzinom trudno żyć złudzeniami – żołnierze pozostaną w areszcie. Zostali zatrzymani w połowie listopada, krótko po powrocie z misji w Afganistanie. Sześciu z nich prokuratura zarzuca zbrodnię wojenną. Siódmy ma odpowiedzieć za ostrzelanie niebronionego obiektu cywilnego.
Według wojskowych śledczych 16 sierpnia Polacy ostrzelali afgańską wioskę Nangar Khel, mimo że nie był to cel wojskowy. Zginęło sześciu cywilów, w tym kobiety i dzieci.