Frankowski do wczoraj kierował Wydziałem ds. Przestępczości Zorganizowanej Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu. Był też szefem zespołu prokuratorów, którzy prowadzili śledztwo w sprawie ostrzelania afgańskiej wioski Nangar Khel. Ze stanowiska odwołał go naczelny prokurator wojskowy. – Potwierdzam tę informację, ale nie mam nic więcej do powiedzenia – ucinał wczoraj pytania Frankowski.
Tymczasem, jak zapewnia Ministerstwo Sprawiedliwości, jego odwołanie nie ma nic wspólnego ze sprawą Nangar Khel. – To wynik restrukturyzacji w prokuraturze wojskowej. Zbieżność dat jest tutaj przypadkowa. W piątek Naczelna Prokuratura Wojskowa wyda w tej sprawie oświadczenie – zapewniał późnym wieczorem Grzegorz Żurawski, rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości. Jak dodawał, miałoby chodzić o to, że etat, który zajmował Frankowski, powinien być etatem cywilnym, a nie wojskowym. Problem w tym, że Frankowski nie jest żołnierzem.
Były już szef wydziału podzielił więc los podpułkownika Zbigniewa Rzepy. To właśnie on kierował wcześniej zespołem prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie ostrzału. W marcu „Rz” ujawniła, że Rzepa w trybie pilnym został wezwany do Warszawy na trzymiesięczne szkolenie. Do Naczelnej Prokuratury Wojskowej już nie wrócił.
Wczorajszy dzień przyniósł kolejne fakty, które w sprawie Nangar Khel mogą okazać się przełomowe.
„Wiadomości” TVP wyemitowały rozmowę z młodszym chorążym Tomaszem Świeradem. W Afganistanie był oficerem łącznikowym między polską i amerykańską Grupą Bojową. Świerad przyznał, że istnieje zapis nasłuchu, który podczas ostrzału prowadzili Amerykanie. I przemawia na korzyść oskarżonych żołnierzy. – Jeden z talibów mówił, że Polacy rozstawili moździerze, a pociski lecą w jego kierunku – wyjaśniał Świerad.