Na wojnie walczyły nie tylko sowieckie T-34

Powiększa się państwowa kolekcja broni, której polscy żołnierze używali w kampanii wrześniowej i walkach na Zachodzie.

Publikacja: 11.01.2014 10:00

W Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu trwa remont tankietki, która została ściągnięta z Norwegii. Specjaliści broni pancernej chcą doprowadzić ją do takiego stanu, aby mogła jeździć.

Jak długo potrwa renowacja maszyny? Nie wiadomo. Bo prace prowadzone są własnym sumptem. Ten lekki czołg odtwarzają miłośnicy broni pancernej.

TKS został wyprodukowany 14 listopada 1935 r. w Państwowych Zakładach Inżynierii w Warszawie i był 111. egzemplarzem takiego czołgu. Nieznane są jego losy w kampanii wrześniowej i służba w niemieckiej armii. Być może był wykorzystywany jako ciągnik do dział.

Grabili Niemcy ?i Sowieci

Jeszcze kilkanaście lat temu w polskich muzeach prawdziwą rzadkością były czołgi, które służyły polskiej armii przed drugą wojną światową, a także w czasie walk prowadzonych na Zachodzie.

Muzea pękały za to w szwach od broni posowieckiej, której sztandarowym przykładem były czołgi T–34. To je najczęściej eksponowano, a także stawiano na pomnikach polsko-sowieckiego braterstwa broni. W wielu przypadkach były to maszyny wyprodukowane już po wojnie.

W polskich muzeach ze świecą można też było szukać uzbrojenia przedwojennego, bo po kampanii wrześniowej rozkradły je wojska niemieckie i sowieckie.

We wrześniu 1939 r. polskie siły zbrojne dysponowały niemal tysiącem pojazdów bojowych. W kampanii wrześniowej do walki ruszyło ponad 800 wozów bojowych i lekkie czołgi, m.in. tankietki TK i TKS uzbrojone w karabin maszynowy lub w działko kalibru 20 mm, mieliśmy też angielskie czołgi lekkie Vickers E i czołgi 7TP.

Na wyposażeniu naszej armii znalazły się również francuskie lekkie czołgi pamiętające jeszcze I wojnę światową. ?W walkach większość sprzętu została zniszczona.

To, co pozostało, Niemcy zwieźli do Łodzi do zakładów remontowych. Zinwentaryzowali tam niewiele ponad sto polskich pojazdów. Wyremontowane czołgi i pojazdy trafiły potem w przeróżne miejsca.

Część została wykorzystana w kampanii francuskiej i rosyjskiej (znane jest m.in. zdjęcie makiety niemieckiego czołgu zbudowanej na bazie tankietki). Inne otrzymali ówcześni sojusznicy III Rzeszy, np. Finowie.

Przywrócić pamięć

Teraz Polska stopniowo odzyskuje ten sprzęt. – Sposoby dotarcia do niego są różne. Pomaga nam grono sympatyków, którzy sami wyszukują maszyny w czasie prywatnych wyjazdów lub w Internecie – mówi kpt. Jacek Thomas ze wspomnianego już poznańskiego Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych, które ma jedną z najbogatszych w kraju ekspozycji broni pancernej.

To tam trafiają do remontu ściągnięte z zagranicy czołgi. W ich sprowadzaniu pomaga MSZ. –  Realizujemy politykę historyczną państwa, chcemy przywrócić pamięć o sprzęcie, który był wykorzystywany przez naszą armię na Zachodzie – mówi „Rz" Bogusław Winid, wiceminister spraw zagranicznych.

Sprzęt trafia zresztą do różnych placówek. – Dzięki wsparciu MSZ otrzymaliśmy rarytasy: kilka armat, karabin przeciwpancerny Ur czy pistolet maszynowy Mors – mówi Grzegorz Kotlarz, wicedyrektor Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.

Negocjacje lub nacisk

– Historia każdego egzemplarza jest inna – mówi Bogusław Winid.

Bywa, że nasi dyplomaci w negocjacjach dotyczących sprowadzenia sprzętu do polskiego muzeum wykorzystują kontakty z natowskimi partnerami. W wyjątkowych sytuacjach wywierają nacisk na właściciela broni, by ją odzyskać dla kraju.

Tak stało się w przypadku egzemplarza karabinu samopowtarzalnego wz. 38 M konstrukcji inżyniera Józefa Maroszka. Amerykański kolekcjoner o polskich korzeniach wystawił go na sprzedaż w portalu aukcyjnym. Dowiedziała się o tym nasza ambasada w Waszyngtonie. Urzędnicy sprawdzili, że wszystkie egzemplarze tej broni znajdowały się na wyposażeniu armii i zostały zagrabione w 1939 roku przez Niemców.

Polska nie uznaje łupów wojennych nazistowskich Niemiec, więc wystąpiła do amerykańskich władz federalnych o zatrzymanie karabinu. Trafił on do depozytu sądowego. Ostatecznie sprawę załatwiono polubownie – kolekcjonerowi w formie rekompensaty wypłacono 25 tys. dolarów. Karabin Maroszka będzie wystawiony w stołecznym Muzeum Powstania Warszawskiego. Na świecie przetrwało prawdopodobnie zaledwie kilka innych egzemplarzy.

Róża na pancerzu

Dzięki dyplomatom i wojskowym w ostatnich miesiącach wróciło do Polski kilkadziesiąt unikalnych egzemplarzy zabytkowej broni.

Największym echem odbiło się sprowadzenie pierwszego używanego przez polskie wojsko czołgu – Renault FT-17.

Pod płotem afgańskiego Ministerstwa Obrony  wypatrzył go pracownik polskiej ambasady w Kabulu. Po zdezelowanym pancerzu czołgu piął się krzak róży. Zgodę na przekazanie maszyny wydał prezydent Afganistanu Hamid Karzaj, z którym rozmawiał na ten temat prezydent Bronisław Komorowski.

Z informacji naszych służb wynika, że w tym kraju były jeszcze trzy takie czołgi – dwa trafiły do USA, jeden do Francji. Egzemplarz, który wojskowym samolotem Hercules wrócił do Polski, był w opłakanym stanie. Brakowało w nim 20 proc. części.

Prawdopodobnie czołg ten brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, wróg zdobył go pod Grodnem. Po jakimś czasie Sowieci przekazali go armii afgańskiej.

Po częściowym remoncie czołg już jeździ. Z prędkością ?6 km na godzinę sunął w prezydenckim marszu Razem dla Niepodległej 11 listopada ?2013 r. Będzie go można oglądać w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, wcześniej jednak musi się zakończyć remont wnętrza pojazdu.

Mors w dobrym stanie

Polska odzyskała też egzemplarz pistoletu maszynowego Mors, który znajdował się w węgierskich zbiorach muzealnych. – Odzyskaliśmy swój depozyt sprzed 75 lat – żartuje wiceminister Winid. ?18 września 1939 r. w Munkácsu (polska nazwa Mukaczewo) broń ta została bowiem przekazana w depozyt stronie węgierskiej.

Odzyskany mors trafił do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy, na otwartą w grudniu 2013 przez szefa MSZ Radosława Sikorskiego ekspozycję „Od Cedyni do Karbali".

Jak zaznaczają przedstawiciele resortu, „węgierski" mors jest pierwszym prawie kompletnym egzemplarzem tej broni w Polsce. Inny pistolet tego typu, ale bez oryginalnej lufy i magazynka, jest w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego.

Produkcja morsów ruszyła w marcu 1939 roku. Do rozpoczęcia wojny Fabryka Karabinów w Warszawie wyprodukowała jedynie egzemplarze doświadczalne – 52 sztuki. Żołnierze wykorzystywali je w czasie obrony Warszawy.

Cromwell od Maczka

Z Portugalii w konwoju wojskowym kilka miesięcy temu przyjechał czołg Cromwell MK VIII/A27L Centaur Mk I wyprodukowany w sierpniu 1943 r. w Wielkiej Brytanii. Wzbogacił ekspozycję Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.

W czołgach tego typu podczas II wojny światowej walczyli żołnierze 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Była to ulubiona maszyna generała, w latach 1944–1945 używał jej jako mobilnego centrum dowodzenia dywizji.

Ten konkretny egzemplarz sprowadzony z Półwyspu Iberyjskiego wyprodukowany został w sierpniu 1943 r. w Wielkiej Brytanii. Po zakończeniu wojny ok. 50 maszyn Brytyjczycy przekazali portugalskim siłom zbrojnym.

Nasi historycy wojskowości nie wykluczają, że ten właśnie cromwell znajdował się na wyposażeniu 16. Samodzielnej Brygady Pancernej, która była formowana w Wielkiej Brytanii od lutego 1945 roku, ale nie zdążyła wejść do walki.

Przy wsparciu MSZ wróciły też z Grecji dwa czołgi Patton – M48 i M60, z Norwegii M47, a z Belgii Shermann Firefly, którego kilka sztuk było na wyposażeniu dywizji Maczka.

Jak mówią historycy wojskowości, dopiero teraz dorobiliśmy się sporej reprezentacji czołgów, tankietek i samochodów broniących naszego kraju we wrześniu, które nie znajdują się w prywatnych rękach.

Wyjątkowe 120 mm

Wracają też armaty używane w polskiej armii. Kilka tygodni temu do Bydgoszczy trafiły wyjątkowe egzemplarze dział z okresu międzywojennego. Tym razem darczyńcami byli Norwegowie i Finowie.

Bydgoskie Muzeum Wojsk Lądowych otrzymało pięć polskich armat. Jedna z nich – o kalibrze 120 mm – jest absolutnym unikatem (egzemplarza tego działa nie miało dotychczas żadne polskie muzeum). Ma lufę starej armaty z 1878 roku, a do Polski trafiła wraz z armią gen. Hallera.

W sumie takich armat w naszym kraju było zaledwie 42. Służyły w wojnie polsko-bolszewickiej, a także podczas II wojny światowej. Część egzemplarzy zdobyli Niemcy podczas kampanii wrześniowej. Potem sprzedali je Finom. Zostały na nich jeszcze polskie znakowania.

Z kolei Norwegowie sprezentowali bydgoskiemu muzeum trzy działa tzw. prawosławne lub putiłówki.

W przyszłym roku do Bydgoszczy mają trafić kolejne cenne eksponaty z zagranicy. Nieoficjalnie mowa jest o pojazdach opancerzonych i broni strzeleckiej sprowadzonej ?m.in. ze środkowej Europy.

Służby
Kto nagrywał białoruskich kibiców na meczu w Warszawie? Czy sprawą zajmą się służby?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Służby
Strefa buforowa na granicy z Białorusią zostanie na dłużej
Służby
Piotr Pogonowski zatrzymany. Został doprowadzony do Sejmu na przesłuchanie
Służby
„O Pegasusie dowiedziałem się z mediów”. Były szef ABW Piotr Pogonowski zeznawał po doprowadzeniu przed komisję śledczą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Służby
Piotr Pogonowski: Jako były szef ABW chciałbym sprostować kłamstwa o Pegasusie