Jak bardzo trzeba nie mieć wyczucia chwili, żeby w przemówieniu z okazji 45. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych znaleźć słowa wdzięczności dla swojego kolegi, który tamte czasy zna wyłącznie z archiwów, a jego jedyne zasługi związane z celebrowanym wydarzeniem to obsesyjne wracanie do niechlubnego epizodu w życiorysie ich faktycznego przywódcy? Z litości nazywam to jedynie brakiem wyczucia chwili, gdy właściwym określeniem na takie zachowanie jest zwykła, choć w formacie prezydenckim, małość. I naprawdę nie trzeba być zwolennikiem Lecha Wałęsy, żeby rozumieć, że wszystko ma swoje miejsce i czas. „Atakowali nas wtedy, atakują i dzisiaj. A my BYLIŚMY, JESTEŚMY I BĘDZIEMY!” napisał inny bohater rocznicy – przewodniczący obecnej Solidarności Piotr Duda, zapomniawszy doprecyzować, że jeśli chodzi o niego, to akurat wtedy, gdy prawdziwą Solidarność atakowano, to on owszem, był. W komunistycznym wojsku, bo tam służył, gdy w stanie wojennym prawdziwi bohaterowie Solidarności siedzieli za nią w obozach internowania i więzieniach.