Płk Henryk Horosz i płk Michał Roguski – tak nazywają się dwaj zastępcy szefa Służby Wywiadu Wojskowego. Z uwagi na niebezpieczny charakter swoich misji wojskowy wywiad nie podaje publicznie nazwisk żadnych funkcjonariuszy poza szefem. Jednak personalia jego zastępców ujawnili sejmowi urzędnicy.
Kancelaria Sejmu twierdzi, że zobowiązuje ją do tego prawo. – Operowanie kategorią „dekonspiracja" nie jest zasadne – broni się SWW, którą poinformowaliśmy o sprawie. Opozycja wojskowym służbom zarzuca niedbalstwo i niekonsekwencję.
Niebezpieczne misje
Na tle innych polskich służb specjalnych wojskowy wywiad sprawia wrażenie wyjątkowo zakonspirowanego. Wszystkie inne podają bowiem publicznie nazwiska nie tylko swoich szefów, ale też ich zastępców. SWW zrobiła wyjątek tylko raz, gdy w sierpniu zmarł na przywiezioną z Afryki malarię zastępca szefa służby Jacek Połujan. Podała jego nazwisko, bo po śmierci nie grozi mu już dekonspiracja.
Dlaczego SWW jest tak restrykcyjna? – W odróżnieniu od np. CBA czy ABW jest służbą zewnętrzną, z czym wiążą się większe zagrożenia – tłumaczy Marek Opioła, poseł PiS z sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych. SWW m.in. zapewnia rozpoznanie polskim żołnierzom w Afganistanie, a funkcjonariusze działają pod przykryciem dyplomatycznym w polskich ambasadach.
– Praktyka nieujawniania nazwisk wiąże się też z rywalizacją z wywiadem cywilnym. Służba wojskowa stara się za wszelką cenę pokazać, że jest bardziej tajna – podejrzewa z kolei były antyterrorysta Jerzy Dziewulski. Dlatego nazwisk Horosza i Roguskiego w kontekście wskazującym na działalność w wywiadzie nie znajdzie się w internecie poza stronami Sejmu.