– Gdyby podliczyć dopłaty do subwencji oświatowej przez Łódź, okazałoby się, że są równe obecnemu zadłużeniu miasta – powiedział Włodzimierz Tomaszewski, były wiceprezydent Łodzi.
Ostatnio samorządowców zaniepokoił pakiet ustaw o wspieraniu rodziny i systemu pieczy zastępczej oraz o opiece nad dziećmi w wieku do lat trzech. Ustawy te nie uzyskały aprobaty samorządowej, a mimo to rząd skierował je do Sejmu.
Od 2011 r. na samorządy spadnie konieczność utrzymywania dróg wojewódzkich, łącznie z oświetleniem, i nie dostaną ani złotówki na to zadanie. Niektóre gminy już się zbuntowały. Na zadania zlecone jednostki dostają środki z budżetu państwa, ale najczęściej są one niedoszacowane, dlatego by je wykonać, samorządy pukają do banków po kredyty. Z tych przykładów wynika, iż to rząd generuje część długów samorządowych.
[srodtytul]Spółki nie są winne[/srodtytul]
– Z naszego punktu widzenia jednostki samorządowe są odpowiedzialnymi dłużnikami. Zadłużają się ostrożnie, szukając najtańszych źródeł finansowania, twardo negocjują z bankami warunki – mówi dyr. Elżbieta Kamińska z FitchRatings. – Pożyczają przede wszystkim na wkład własny do projektów, które uzyskały finansowanie z Unii Europejskiej. Nie mają wyboru. Na te projekty nie ma wsparcia rządowego, samorządy muszą zatem same znaleźć brakujące środki, czy to sprzedając majątek, czy zadłużając się.
Wiele inwestycji dotowanych ze środków unijnych realizują spółki komunalne. – Przekonanie, że miasta uciekają z długiem do spółek, jest nieporozumieniem. Gminy po to powołały spółki wiele lat temu, aby te inwestowały i wykonywały zadania publiczne. Na te inwestycje i modernizację majątku spółki zaciągają kredyty, zwłaszcza kiedy trzeba zdobyć wkład własny uzupełniający dofinansowanie unijne. W przeciwnym wypadku inwestycji by nie było. Spółki podlegają kodeksowi prawa handlowego, dlatego nie rozumiem pretensji, że ich dług przekracza zadłużenie miasta – stwierdziła Teresa Blacharska, skarbnik Gdańska.