Agencja Moody’s obniżyła w piątek perspektywę ratingu Polski ze stabilnej do negatywnej. Utrzymała przy tym na relatywnie wysokim poziomie sam rating naszego kraju. Dwa tygodnie wcześniej na podobny ruch zdecydowała się agencja Fitch. Uzasadnienie było podobne – szybko rosnący deficyt i dług publiczny oraz marne widoki na ich sprawną redukcję.
Rynki spokojne po obniżce perspektywy ratingu Polski
Obniżka perspektywy nie pociągnęła za sobą gwałtownej przeceny złotego, raczej spokojnie zareagowała na nią giełda. Ekonomiści tłumaczą, że decyzja agencji ratingowych była spodziewana i – jak to się czasem brzydko mówi – została już skonsumowana przez rynek. Ba, zdaniem niektórych fakt, że obniżono nam jedynie perspektywę, a nie sam rating, może być wręcz uznawany za miłą niespodziankę.
Tym bardziej, że problemy z rosnącym zadłużeniem ma też wiele innych krajów, a w ostatnich miesiącach w dół poszły ratingi m.in. Stanów Zjednoczonych czy Francji, w kolejce ustawiają się zaś Niemcy. Długi pompują mocno rosnące wydatki na zbrojenia, ale też coraz bardziej brutalna i coraz mniej odpowiedzialna walka o głosy wyborców.
Dwie refleksje po decyzjach agencji ratingowych
Mam po decyzjach agencji ratingowych dwie refleksje. Obie podszyte pesymizmem. Pierwsza jest taka, że darmowych lunchy jednak nie ma. PiS przez lata wyśmiewał twierdzenia opozycji, że w budżecie nie ma pieniędzy na wszystko. I dosłownie rozsypywał je nad wyborcami, by kupić ich głosy. Kosztujący fortunę program 500+, który miał zwiększyć dzietność w Polsce, co w najmniejszym stopniu nie nastąpiło, jest tego najjaskrawszym przykładem. Zwłaszcza, że pieniądze rozdawane są tu jak leci, a więc tym, którym są rzeczywiście potrzebne, ale też tym, dla których nie mają większego znaczenia. A przecież to nie wszystko, by wspomnieć tylko 13. i 14. emeryturę.
Po sprawiedliwości trzeba dodać, że swoje dołożyła do tego także Koalicja 15 października, m.in. podnosząc 500+ do 800+. Efekt jest taki, że Polska ma najwyższe w relacji do PKB transfery socjalne skierowane do rodzin w całej UE! Stać nas? No nie. W znaczącej części finansujemy je bowiem z rosnącego długu. I nie jest tak, że państwo ma nie wydawać pieniędzy na obywateli. Musi to robić. Ale z głową, precyzyjnie adresując pomoc tam, gdzie rzeczywiście jest potrzebna. Albo realizując programy, które przynoszą zamierzone efekty. Problem w tym, że większości już przyznanych świadczeń nie da się odebrać. Bo wybory.