Gminne urzędy, postrzegane dotychczas jako najbezpieczniejsze miejsca pracy, przeprowadzają grupowe zwolnienia.
Redukcje trwają w zadłużonej na 188 mln zł Rudzie Śląskiej (jeszcze na początku roku dług wynosił 206 mln zł). Do końca roku obejmą ponad 120 pracowników. Z tego 88 w ramach zwolnień grupowych. W tym roku samorząd oszczędzi ponad 2,6 mln zł, a w przyszłym aż 5 mln zł. – Długi miasta były tak ogromne, że groziło nam bankructwo i wejście komisarza – przyznaje Grażyna Dziedzic, prezydent Rudy Śląskiej.
Pracę tracą urzędnicy o najmniejszym stażu i ci, którzy wykonywali obowiązki niezgodne z wykształceniem. – Chcieliśmy zostawić najbardziej doświadczonych pracowników – tłumaczy prezydent miasta.
Odprawy w ramach zwolnień grupowych kosztowały miasto 870 tys. zł, gmina umorzyła też objętym nimi osobom pożyczki z funduszu świadczeń pracowniczych – 54 tys. zł. – Zwolnienia grupowe kosztowały nas więcej niż w wypadku zwolnień pojedynczych osób, ale uważam, że tak jest uczciwiej, bo wina leży po stronie pracodawcy, nie pracownika – podkreśla Dziedzic.
Ogólna liczba zwolnionych do końca roku miała być jeszcze wyższa – ponad 150 osób. Ale okazało się, że rozstanie z 30 sprzątaczkami urzędowi się nie opłaca, bo usługi zewnętrzne byłyby o 300 tys. zł rocznie droższe. Magistrat zatrudnił więc je z powrotem. Wprowadził też inne oszczędności, m.in. w korzystaniu ze służbowych aut i telefonów.