Już dzień po wyborach na mieszkańców Podkarpacia w internecie wylała się fala hejtu: apele o bojkot podkarpackich towarów i usług, o omijanie tego regionu turystycznego, a nawet petycja podpisana przez kilkaset osób nawołująca do oderwania Lubelszczyzny i Podkarpacia od Polski i przyłączenia do Ukrainy. Znana pisarka zaapelowała o referendum w tej sprawie. Pojawiły się też wpisy osób podających się za przedsiębiorców deklarujących wycofanie zamówień na towary i produkty rolne z tego regionu. „Niech ziemniaki zawiozą do pałacu prezydenckiego Dudzie"- napisał internauta. Padło też wiele pogardliwych słów o „kraju trzeciego świata", „ zaścianku", „ moherach", „dwulicowości mieszkańców", których postawy są zaprzeczeniem otwartości na Europę.
A wszystko przez wynik wyborczy, jaki w regionie uchodzącym za bastion PiS uzyskał Andrzej Duda: powyżej 71 proc. To ponad 700 tys. głosów.
Czytaj także: Jak, gdzie i kiedy złożyć protest wyborczy
Oczywiście można oceniać całą tę historię w kategoriach humorystycznych lub powyborczej frustracji. Jednak skala hejtu była spora, co dało przygnębiające wyobrażenie debaty publicznej. Szczęśliwie Podkarpacie nie stało się obiektem nowej politycznej wojny. Bardzo dobrze zachowali się politycy opozycji, w tym Platformy, którzy bronili regionu i demokratycznego wyboru mieszkańców.
Bo bycie tolerancyjnym, otwartym, postępowym to nie tylko modne frazesy, ale postawa życiowa, również w sytuacjach trudnych, albo szczególnie w nich. Można gorliwie wypowiadać się w obronie LGBT, praworządności i konstytucji. Jednak ten wizerunek może lec w gruzach bardzo szybko, a hejt wobec Podkarpacia jest najlepszym tego przykładem. Bo nagle okazuje się, że manifestujący tolerancję i równość podchodzą do tych zasad wybiórczo. Co więcej, nie rozumieją nawet podstawowych zasad demokracji.