Pełnomocnictwo do głosowania nie jest typowym pełnomocnictwem znanym z prawa cywilnego czy administracyjnego. O ile bowiem na gruncie tych gałęzi prawa mocodawca ma możliwość kontrolowania i w miarę potrzeby korygowania działań pełnomocnika, o tyle udzielający pełnomocnictwa do głosowania takiej możliwości nie ma. W szczególności nie ma żadnych możliwości zweryfikowania, czy pełnomocnik zagłosował zgodnie z jego wolą, a nawet czy w ogóle wziął udział w wyborach.
Kwestia zaufania
– To kwestia zaufania pomiędzy wyborcą a jego pełnomocnikiem – mówi Tomasz Gąsior z Państwowej Komisji Wyborczej. – Również dlatego, że z treści udzielanego pełnomocnictwa nie może w żaden sposób wynikać, w jaki sposób osoba je przyjmująca ma głosować. To naruszałoby bowiem konstytucyjną zasadę tajności głosowania – dodaje.
Dlatego część doktryny uważa, że w tym przypadku o pełnomocnictwie w ogóle nie powinno być mowy.
– Ze względu na tajność głosowania pełnomocnictwo ma charakter ułomny i raczej powinno się mówić o zastępstwie wyborcy – wyjaśnia Janusz Mordwiłko, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. – Pełnomocnik bowiem całkowicie samodzielnie wypełnia kartę do głosowania ze względu na obowiązującą zasadę tajności głosowania. Ani jego mocodawca, ani też nikt inny nie jest w stanie zweryfikować, czy dokonał tego zgodnie z wolą mocodawcy.
Co więcej, gdy pełnomocnik głosuje wbrew woli wyborcy, to nie jest to podstawa do wniesienia skutecznego protestu wyborczego – wyjaśnia Tomasz Gąsior.