Po ostatniej elekcji parlamentarnej, która dała oczywistą większość obecnej ekipie, Jarosław Kaczyński wymyślił, że misję utworzenia nowego rządu prezydent może powierzyć dotychczasowemu premierowi. Tak też się stało – Andrzej Duda desygnował Mateusza Morawieckiego, a ten przedstawił Sejmowi zupełnie nowy skład swojego gabinetu. Połowę resortów objęły kobiety, najbardziej kontrowersyjnych i wzbudzających złe emocje ministrów zastąpili ludzie w miarę kompetentni, a przynajmniej niebędący twarzami najbardziej agresywnych działań PiS w poprzednich ośmiu latach. Zmniejszono także liczbę resortów.
Żartowałem wówczas, że gdyby tak wyglądały gabinety PiS przez poprzednie dwie kadencje, to trzecia byłaby niemal pewna. I właśnie tak powinna postąpić obecna władza. Z małą różnicą – musi przeprowadzić całą operację przed wyborami, a nie po nich, oraz powinna zdecydować się na nowego premiera.
Zmiana premiera i powrót do idei jednej listy
W świetle tego, co piszę, obecna rekonstrukcja jawić się powinna jako „prekonstrukcja”, czyli przygotowanie do tej zasadniczej zmiany kształtu rządu. Najlepszym czasem byłby okres dosłownie kilkunastu tygodni przed wyborami. Wówczas właśnie można byłoby zaprezentować nowy skład Rady Ministrów (z ludźmi wzbudzającymi pozytywne emocje, wybitnymi fachowcami, osobami zaufania publicznego), ale także pokazać, o jakie reformy i sprawy ma toczyć się kampania wyborcza i jaki jest sens pozostawania obecnej ekipy u władzy także po 2027 roku. Czyli ta zasadnicza rekonstrukcja musi być dla wyborców atrakcyjna zarówno pod względem personalnym (z nowym premierem włącznie), jak i programowym. W ten sposób można byłoby ustawić główną linię starcia kampanijnego – za programem i składem nowego rządu lub przeciwko niemu.
Czytaj więcej
Rekonstrukcja rządu niekoniecznie jest oczekiwana przez Polaków. Nie przyniesie nowego otwarcia,...
Kiedy miesiąc temu, gdy po raz pierwszy przedstawiałem publicznie ten pomysł, mógł się on wydawać kuriozalny, ale pojawia się coraz więcej sygnałów, że wśród polityków koalicji 15 października mówi się o podobnym scenariuszu. Nie sądzę, by ktoś tam sugerował się wypowiedziami profesora prowincjonalnego (choć bardzo dobrego) uniwersytetu. Może to świadczyć raczej o tym, że ta idea ma sens i widzi to coraz więcej osób.