– Nie zasługujemy na takie traktowanie. Nie chcemy żyć w gminie, która likwiduje nasze gimnazjum – oburza się Krystyna Kogut, sołtys Brzeźna (woj. lubelskie).
Zdesperowani mieszkańcy zbierają podpisy pod petycją o odłączenie wsi od gminy Dorohusk. W ciągu pięciu lat liczba uczniów zmniejszyła się tam o 200 i dalej spada. Wraz z nią rządowa dotacja na ucznia (w 2011 r. to 4,7 tys. rocznie). Do utrzymania szkół gmina dokłada 3 mln zł. – Nie stać nas na to – przekonuje wójt Wojciech Sawa. Na likwidacji dwóch podstawówek i gimnazjum gmina zyska 1,5 mln zł.
Według statystyk MEN spośród 28,3 tys. szkół w tym roku samorządy zgłosiły do likwidacji 335 (najwięcej podstawówek – 177). Powód? W ostatnich pięciu latach liczba uczniów zmalała o 411 tys.
– Fala likwidacji szkół przypomina falę zamykania przedszkoli, jaka przeszła przez kraj w latach 90. Teraz próbujemy tę sieć przedszkoli odbudowywać. To pokazuje, jak niespójna jest polityka edukacyjna w kraju – twierdzi Alina Kozińska-Bałdyga, prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych. Jej zdaniem każda szkoła na wsi powinna być uratowana, bo jej zamknięcie oznacza degradację danej miejscowości. Likwidacja w mieście prowadzi zaś do tworzenia placówek z setkami anonimowych uczniów. – Szkoły powinny być miejscami działalności edukacyjnej, kulturalnej i przedsiębiorczości – uważa.