Aby oddać odmienność natury ochrony prawnej i wymiaru sprawiedliwości (nieco upraszczając), można rzecz ująć następująco:
– Ochrona prawna (zwłaszcza w podejściu unijnym) składa się z trzech elementów (roszczenie, prawo do sądu, wykonanie), a brak któregokolwiek z nich sprawi, że ochrony prawnej nie ma. Wysiłek unijnych instytucji zmierza więc do tego, aby poprzez odpowiednie akty prawa zapewnić wprowadzenie wszystkich tych elementów do legislacji krajów członkowskich. Rozporządzenia mają moc bezpośredniego obowiązywania w każdym kraju Unii, a dyrektywy zobowiązują każdy kraj do włączenia odpowiednich zasad w poczet norm prawa krajowego. Całości systemu dopełnia Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu, który egzekwuje wykonanie obowiązku inkorporacji zasad do prawa krajowego oraz odpowiada na pytania prawne sądów krajowych dotyczących stosowania prawa unijnego. Przykładem rozporządzenie unijne jest RODO.
– Wymiar sprawiedliwości w ujęciu polskiego prawa koncentruje się na roli sądu (patrz art. 175 konstytucji), zatem konieczny jest sąd, który tę sprawiedliwość wymierzy. Należy podkreślić, że system prawa polskiego został dostosowany i spełnia wymagania unijne, czego dowodem jest członkostwo naszego kraju w Unii. Charakterystyczny dla naszego kraju jest więc „sądocentryzm", czyli pogląd, że niezbędny jest udział sądu w każdej sprawie, także w sprawach majątkowych. Przyczyny takiego podejścia można wiedzieć w dominujących u nas poglądach i zwyczajach prawnych. Skutkiem jest takie ukształtowanie systemu prawa materialnego (prawo zbyt często odsyła nie do reguły prawnej, ale decyzji sądu) i proceduralnego (sądy mają sprawdzać nawet dobrowolnie zawarte porozumienia), że bez udziału sądu nie da się skierować do egzekucji dobrowolnych porozumień. Istnieje wiele powodów, dla których wolą stron będzie egzekucja dobrowolnie uznanych należności na drodze komorniczej. Albowiem dłużnik może stracić majątek lub chęci spłaty długu, a wierzyciel chce przejąć nieruchomości dłużnika za dług tylko bez obciążeń. Osoby prawne wiedzą, że udział komornika może gwarantować uchylenie zarzutów o pokrzywdzeniu niektórych wierzycieli lub pewność, że dłużnik jest niewypłacalny. Niestety Polacy z jakichś powodów zanadto lubią się sądzić i potrzebują do tego sądów. Tak rodzi się sądocentryzm jako postawa przerośniętych oczekiwań wobec sądów, a także przecenianie ich roli w życiu społecznym.
I. Syndrom przeciwstawnych emocji i inne skutki
Rolą sądów jest stać na straży praw obywatelskich. W życiu codziennym sąd ma być przeciętnemu człowiekowi niepotrzebny. Wystarczy mu świadomość, że może swoich praw bronić i uzyska ochronę ze strony obiektywnego i niezawisłego sądu, ale skorzysta z nich dopiero w obliczu zagrożenia. Wydaje się jednak, że oczekiwania wobec polskich sądów są przerośnięte, skoro trafiają do nich sprawy mogące znaleźć inne rozwiązanie. Przykładem tego jest znikoma popularność nabycia spadku przed notariuszem. Tymczasem rolą sądów jest udzielać ochrony w obliczu zagrożeń realnych i poważnej potrzeby. Sięganie po sądowe werdykty z byle powodu jest formalnie zgodne z prawem do sądu (gwarantowanym w art. 45 Konstytucji RP i art. 6 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności), ale oczywiście społecznie szkodliwe, skoro prowadzi do przeciążenia sądów i zaległości we wszystkich sprawach. Niestety, a może na szczęście – żaden sąd nie ma prawa oceniać, która sprawa jest ważna, by zająć się nią w pierwszej kolejności. Ocena ważności sprawy należy do wnoszącego i jest zupełnie subiektywna.
Rzeczą ustawodawcy jest więc tę ocenę zobiektywizować, co jest możliwe za pomocą wielu kryteriów formalnych i finansowych. Konfrontacja z nimi pokaże zainteresowanemu, czy rzeczywiście wniesienie sprawy warte jest wysiłku spełnienia warunków oraz wymaganych kosztów. Prawo unijne posługuje się tutaj ciekawą zasadą: aby dochodzenie praw gwarantowanych prawem unijnym nie napotykało nadmiernych utrudnień prawa krajowego. Realizacja prawa unijnego dokonuje się bowiem poprzez krajowe prawo i sądy, które tylko w szczególnych przypadkach stosują wprost prawo Uni.
Większość krajów unijnych ma w swoim prawie wiele zabezpieczeń, aby tamowały nadużywanie prawa do sądu. W naszych realiach mamy raczej odwrotne problemy. Dostęp do sądu nie napotyka istotnych ograniczeń formalnych w postaci np. obowiązku kosztownego pełnomocnika procesowego lub wysokich opłat (najniższa opłata sądowa od kilkunastu lat wynosi 30 zł, gdy przeciętne wydatki lub codzienne zakupy są od dawna znacznie wyższe). Zgodnie z prawem ekonomii spadające ceny stymulują wzrost popytu – więc ilość spraw wpływających do sądów odpowiednio i systematycznie rośnie. Nie ma ku temu rozsądnego wytłumaczenia (takich jak obiektywnie istniejące problemy społeczne). Przeciwnie – stale rosnące płace, wzrost stopy życiowej i spadek przestępczości – wskazują na przesłanki malejącej liczby sporów (nie spotkałem się niestety z żadnymi wynikami badań w tej sprawie, aby skorzystać z dokładnych danych). Więc dlaczego Polacy stronią od mediatorów, ugód i sądów arbitrażowych? Zapewne lubią się procesować, a skoro ich na to stać, to chętnie skorzystają z każdej okazji, która im się nadarzy. Otóż ochrona prawna i inne formy pomocy państwa (np. bezpłatna pomoc prawna) bez wątpienia nie są przeznaczone dla przyjemności lubiących się procesować, ale dla rzeczywiście potrzebujących obrony swoich praw. Tak samo jak opieka zdrowotna, pogotowie ratunkowe i szpitale są przeznaczone dla chorych i nie przyjmują pacjentów subiektywnie potrzebujących pomocy z błahego powodu (zwykłego bólu głowy lub zmęczenia). Tacy potrzebujący mogą pomóc sobie sami. Przed sądem nie ma sankcji za wniesienie zbędnego powództwa, za wezwanie karetki pogotowia bez potrzeby jest. Ilość wpływających spraw nie doznaje więc żadnych rozsądnych ograniczeń. A frustracja społeczna rośnie odpowiednio do przyczyn, które ją powodują (im więcej spraw wpływa, tym więcej frustracji). To błędne koło, które można zatrzymać tylko poprzez ograniczenie wpływu spraw do sądów. Trzeba w tym celu skutecznie oddziaływać na obywateli, aby przynajmniej część swoich problemów zaczęli rozwiązywać bardziej samodzielnie.