Nie unikniemy tematu wojny na szczytach Temidy. Ważne jest, by sędzia trzymał się ustawy i przekonał o tym podsądnego. Nie jest sztuką przekonać tego, który wygrywa, trzeba przekonać tego, który przegrał, że stało się to słusznie.
Kolejne pytanie, jakie padło podczas debaty, dotyczyło tego, czy sędzia powinien być negatywnym ustawodawcą i czy stosowanie tzw. kontroli rozproszonej jest pożądanym rozwiązaniem.
Małgorzata Niezgódka-Medek:
Zapominamy, że omawiane zjawisko nie jest nowe. Dochodziło do niego dużo wcześniej. Przykłady takiej rozproszonej kontroli znajdziemy w starszym orzecznictwie NSA oraz sądów administracyjnych i nie budziły one szczególnych emocji. W wyjątkowych sytuacjach stosowanie kontroli rozproszonej jest dopuszczalne, ale musi być spełnionych wiele warunków. Klasyczna kontrola rozproszona się zdarza. Powinna jednak mieć wyjątkowy charakter z uwagi na niebezpieczeństwo wprowadzenia chaosu do systemu prawnego. Trudno się dziwić sędziom, że obecnie szerzej podnoszą tę kwestię. Powiedzmy szczerze: środowisko sędziowskie utraciło zaufanie do Trybunału Konstytucyjnego. Dowodem jest zmniejszona liczba wniosków do TK. A przecież z liczbami się nie dyskutuje.
Dużo częstszą sytuacją, która występuje w orzecznictwie, jest dokonywanie wykładni prokonstytucyjnej. Sędzia nie może być negatywnym ustawodawcą. Nie usuwa swoim orzeczeniem z systemu prawnego niekonstytucyjnego przepisu ustawy. Co najwyżej eliminuje lub koryguje w danej sprawie możliwość jego zastosowania, odwołując się wprost do konstytucji czy prawa międzynarodowego lub unijnego.
Prof. Andrzej Rzepliński:
Kluczowe w tej sprawie jest złe prawo. Mówimy o nim w kontekście jakości procedury jego stanowienia i w rezultacie jego treści. Takiego prawa mamy pod dostatkiem. Weźmy np. prawo daninowe i często kaskadowe jego przepisy. Wiele wyroków Trybunału rzeźbiło warunki progowe tworzenia przez prawodawcę dobrego prawa.
Złe prawo to także prawo stanowione w złej intencji. Jak np. nocne nowelizacje „poza wszelkim trybem" ustawy o SN i przeniesienie niezgodnie z konstytucją sędziów najwyższych w stan spoczynku, w tym pierwszą prezes Sądu Najwyższego. Złe prawo to także stanowione w kilka godzin, ze słuchawką przy uchu.
Co do stosowania kontroli rozproszonej przez sędziów uważam, że formą odwoływania się do niej są pytania prawne do Trybunału Konstytucyjnego. Dobre, precyzyjne pytanie niełatwo napisać. Jako prezes Trybunału miałem taką praktykę, że po stwierdzeniu we wstępnej kontroli wad pytania rozpoczynałem korespondencję z pytającym sądem o doprecyzowanie treści problemu przedstawianego Trybunałowi. Istnieje też sądowa kontrola rozproszona na szerszą skalę, gdy sędziowie państwa unijnego odwołują się w rozstrzygnięciu sporu wprost do prawa unijnego i formułują na tym tle pytania prawne do TSUE, w czym przoduje u nas NSA.
Marcin Łochowski:
Do 2015 r. dyskusja o kontroli rozproszonej była trochę zamknięta. Zaczął się jednak konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego i wracamy do dyskusji, czy sądy powinny ją stosować, czy też nie. Same sądy coraz śmielej sięgają do argumentacji konstytucyjnej. Często o tym rozmawiamy w środowisku. Uważam jednak, że w praktyce, w większym zakresie kontrola ta raczej nie będzie funkcjonowała. Wielu sędziów jest zdania, że TK, choć jest, nie funkcjonuje w sposób należyty. Sam jestem ostrożnym zwolennikiem rozproszonej kontroli. Widzę taką możliwość w stanie wyższej konieczności, kiedy skutki zastosowania niekonstytucyjnego przepisu byłyby bardzo dotkliwe.
Mariusz Korpalski:
Oddziaływanie rozproszonej kontroli w wąskim znaczeniu jest mniejsze, ale ten impuls konstytucyjny zyskał ujście w większym zainteresowaniu prawników wpływem konstytucji na rozstrzygnięcie konkretnej sprawy. I to jest na pewno korzyść, jaką z tego zamieszania uzyskujemy.
Ostatnie pytanie, które padło podczas debaty, dotyczyło tego, jakie powinny być granice sędziowskiego aktywizmu poza salą sądową, w debacie publicznej. Byliśmy ciekawi, gdzie takie granice dostrzegają nasi rozmówcy.
Małgorzata Niezgódka-Medek:
Konstytucja mówi wprost, że sędzia nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
Sędzia może więc prowadzić działalność publiczną, jeśli da się ona pogodzić z tymi zasadami, co więcej, powinien upominać się o respektowanie tych zasad w życiu publicznym. Każdy z nas, orzekając jako sędzia, musi być postrzegany przy tym jako osoba bezstronna, kierująca się przy orzekaniu jedynie prawem.
Ci sędziowie, z którymi przyszło mi orzekać przez 20 lat, właśnie tak na ten problem patrzą. Choć miewają różne poglądy na prawo, nie obchodzi ich to, kim są strony, które wnoszą skargi do sądu. Publiczna działalność sędziego nie może prowadzić do tego, że będzie on postrzegany jak ktoś, kogo działalność będzie mieć wpływ na orzecznictwo czy stosunek do stron. To kwestia wyczucia każdego sędziego.
Prof. Andrzej Rzepliński:
Uprawnione jest twierdzenie: sędziowie stanowią nadzwyczajną kastę od samego początku ludzkości. Każdy z sędziów, także w stanie spoczynku, jest w Polsce z mocy prawa osobą publiczną. Tak zdecydował ustawodawca. W sieci można znaleźć wiele informacji o każdym sędzi, dane, datę urodzenia czy oświadczenia majątkowe. Trudno więc sędziom być anonimowymi.
Uważam, że sędziowie, o ile dostrzegają taką konieczność, powinni zabierać głos w dyskusjach o sprawach fundamentalnych. Zdarzają się takie debaty w każdym państwie unijnym. Obecnie także u nas. Przedstawiając swój pogląd, jak od kilku lat u nas w obronie praworządności, czynią to przecież nie dla siebie, tylko dla obywateli, czyli dla dobra wspólnego. Sędziowie czynią to z reguły poprzez swoje stowarzyszenia albo uchwały podejmowane przez zgromadzenia sędziów danego sądu. Czynią to także indywidualnie: poprzez aktywność publicystyczną i naukową. Granice tej aktywności nie są precyzyjnie, jednoznacznie określone.
Każdy z nas odpowiada za siebie. Sędzia, który chce sprawować urząd pochodzący z wyborów powszechnych czy z powołania w strukturach władzy wykonawczej, odchodzi z zawodu czy ze stanu spoczynku. I taka jest u nas praktyka.
Barbara Piwnik:
Chciałam położyć nacisk na działalność publiczną sędziego, szczególnie młodych sędziów, którzy bardzo chętnie korzystają z portali społecznościowych i komunikatorów. Każdy z nich musi zdawać sobie sprawę, że to, co wrzuca do sieci, pozostanie w niej na zawsze. Będzie do odtworzenia za lat 5, 10 i 30.
Znam wielu znakomitych sędziów nieznanych opinii publicznej. Poprzez to, w jaki sposób wykonują swój zawód, dbają o godność urzędu. Zarówno w służbie i poza nią dają świadectwo powagi urzędu i bycia niezawisłym sędzią.
Nie ukrywam, że media społecznościowe są dla mnie dużym problemem, choć publicznie jestem aktywna od wielu lat. Nie przypominam sobie jednak, żeby kiedykolwiek padł wniosek wyłączenia mnie od rozpoznawania jakiejś sprawy z powodu mojej publicznej działalności. Każdy sędzia musi sobie zdawać sprawę, że w takiej debacie sędziemu wolno mniej.
Jestem jak najbardziej za edukacją społeczeństwa. Zgadzam się, że trzeba ludziom tłumaczyć zawiłości prawa. Jednak mój strój urzędowy, moje obowiązki nie mogą stać się elementem zachowania, które będzie zabawne, nawet jeśli ma przybliżać prawo. Orzekanie to nasza zbyt poważna codzienność, by ją przedstawiać w zabawny sposób.
Marcin Łochowski:
Jestem aktywnym użytkownikiem Twittera i mediów społecznościowych. W taki sposób jak ja aktywnych jest kilkunastu sędziów. To nie jest jakieś powszechne zjawisko. Korzystanie z nich wymaga dużego wyczucia. Nietrudno być źle zrozumiałym. Sam mam takie doświadczenia. Zgadzam się, że sędziom wolno mniej. Funkcjonujemy w dosyć silnym konflikcie. Można mieć wątpliwości, czy część sędziów nie przekracza dopuszczalnych granic tego, co im wolno.
Mariusz Korpalski:
Jako pełnomocnicy stron często zastanawiamy się, na ile sędzia powinien wyjść zza sędziowskiego stołu. Uważam, że istnieje społeczne oczekiwanie i potrzeba wyjścia sędziego ze swoją wiedzą oraz poglądami w publiczną debatę. Myślę o spotkaniu, w którym bierzemy właśnie udział, o wyjściu do gazet z publikacjami czy aktywne uczestnictwo w mediach społecznościowych.
Inną sprawą jest aktywność w sali rozpraw, wyjście poza sztywne zastosowanie przepisów procedury, np. w przypadku zachęcania stron do ugody. Ta może się okazać skutecznym sposobem wyważenia interesów stron. To jest także element oczekiwania społecznego. Sądy muszą nadążać za duchem czasu.
Marek Domagalski:
Sędzia poza salą rozpraw może udzielać się w różnych aktywnościach, byle były one godne urzędu. Konstytucja ani też np. ustawa o sądach powszechnych tego problemu nie regulują wystarczająco. Sędzia może jak najbardziej uczestniczyć w debacie, a ta często bywa wyraźnie polityczna, bo np. dyskusja o usprawnieniu sądów bywa czasem czystą polityką. Ja bym te granice wyznaczył ostro, konkretnie. Sędzia nie może bardziej przypominać polityka niż rzeczowego, skupionego na kwestiach prawnych sędziego. ©?
Małgorzata Niezgódka-Medek sędzia NSA
Sędzia może prowadzić działalność publiczną, jeśli da się ona pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów
Andrzej Rzepliński prezes TK w stanie spoczynku
Uprawnione jest twierdzenie: sędziowie stanowią nadzwyczajną kastę od samego początku ludzkości
Piwnik sędzia Sądu Okręgowego Warszawa-Praga
Mój strój urzędowy, moje obowiązki nie mogą stać się elementem zachowania, które będzie zabawne, nawet jeśli ma przybliżać prawo barbara
Marcin Łochowski sędzia Sądu Najwyższego
Udział w debacie wymaga dużego wyczucia. Nietrudno być źle zrozumianym. Sam mam takie doświadczenia. Sędziom wolno dużo mniej
Mariusz Korpalski radca prawny
Istnieje społeczne oczekiwanie, potrzeba wejścia sędziego z jego wiedzą, poglądami w publiczną debatę
Zobacz zapis debaty