Katarzyna Wesołowska-Zbudniewek: Słowa, słowa, słowa, czyli minister może mniej

Politycy, również ci, którzy reprezentują Ministerstwo Sprawiedliwości, nie ograniczają się w swoich wypowiedziach ani żadnym kodeksem etyki, ani często zasadami zwykłej przyzwoitości. W związku z tym pomówionym sędziom czy obywatelom przysługuje jedyna dostępna droga – droga sądowa.

Aktualizacja: 16.02.2019 18:19 Publikacja: 16.02.2019 09:44

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Jakiś czas temu pisałam o wolności słowa w kontekście wypowiedzi dla mediów przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości i sędziów (por. „Co wolno ministrowi, to nie tobie, sędzio", „Rzeczpospolita" 24 października 2018 r.). Podkreślałam, że sędziowie w swoich wypowiedziach są ograniczani zasadami pełnienia funkcji, w tym z kodeksu zasad etyki zawodowej.

Czytaj także: Sędzia Morawiec wygrała proces z ministrem Ziobrą

Politycy, również ci, którzy reprezentują Ministerstwo Sprawiedliwości, nie ograniczają się natomiast w swoich wypowiedziach ani żadnym kodeksem etyki, ani często zasadami zwykłej przyzwoitości. W związku z tym pomówionym sędziom czy obywatelom przysługuje jedyna dostępna droga – droga sądowa. I wyraźnie widać, jak niezbędnym elementem państwa prawa są wolne i niezależne sądy i niezawiśli sędziowie.

Naruszenie dóbr osobistych

Jako przykład działań ministerstwa może służyć sprawa o ochronę dóbr osobistych, którą wytoczyła Ministerstwu Sprawiedliwości sędzia Beata Morawiec. I nie chodzi mi tu o samą treść orzeczenia, ale o postawę ministra w całej sprawie zarówno przed wytoczeniem powództwa, jak i po przegraniu sprawy w pierwszej instancji.

Pani Beata Morawiec, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, była jego prezesem w latach 2015–2017. Pismem z 24 listopada 2017 r. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odwołał ją z pełnionej funkcji od 26 listopada 2017 r. Wiadomość o odwołaniu pani prezes została rozpowszechniona w poniedziałek, 27 listopada 2017 r. W tym samym dniu, we wczesnych godzinach rannych, dokonano zatrzymania kilkunastu osób zatrudnionych w administracji sądów apelacji krakowskiej, w tym dyrektora Sądu Okręgowego w Krakowie i kilku dyrektorów sądów rejonowych z województwa małopolskiego.

Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości został umieszczony komunikat odnoszący się do zatrzymania dyrektorów sądów i do odwołania prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. W komunikacie tym podano m.in., że „w ocenie Ministra sędzia Morawiec, jako zwierzchnik służbowy dyrektora, nie sprawowała odpowiedniego nadzoru nad działalnością administracyjną Sądu Okręgowego w Krakowie". Ogólnopolskie media w ślad za komunikatem Ministerstwa Sprawiedliwości rozpowszechniały informacje o odwołaniu prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie wraz z informacjami o zatrzymaniach urzędników sądowej administracji. Część przekazów medialnych wskazywała na sędzię Beatę Morawiec w szerokim kontekście „afery korupcyjnej" w krakowskich sądach oraz powielała przyczyny jej odwołania podane przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Te informacje, zdaniem sędzi Beaty Morawiec, doprowadziły do naruszenia jej dóbr osobistych w postaci dobrego imienia.

Pozwany oczywiście nie uznał powództwa, podnosząc, że na stronie MS znalazły się informacje, których treść nie naruszyła dóbr osobistych sędzi Beaty Morawiec, oraz że minister sprawiedliwości miał prawo je zamieścić w kontekście zdarzeń, które nastąpiły.

30 stycznia 2019 r. zapadło orzeczenie, w którym sąd pierwszej instancji nakazał ministrowi sprawiedliwości przeproszenie sędzi za naruszenie jej dobrego imienia i godności sprawowanego urzędu sędziego. Treść orzeczenia była oczywiście dłuższa i zawierała również rozstrzygnięcie w kwestii orzeczonej kwoty zadośćuczynienia na wskazany cel społeczny.

Ani wyjaśnień, ani konkretów

Z informacji medialnych dowiedzieliśmy się, że pozwane Ministerstwo Sprawiedliwości nie jest zadowolone z zapadłego rozstrzygnięcia. Już 31 stycznia 2019 r., a więc, jak mniemam, przed doręczeniem pisemnego uzasadnienia orzeczenia przez sąd, opublikowało na swojej oficjalnej stronie internetowej oświadczenie, w którym padają następujące stwierdzenia: „Ministerstwo Sprawiedliwości nie podziela stanowiska Sądu i uważa, że orzeczenie może nieść negatywne konsekwencje dla wyjaśnienia nieprawidłowości ujawnianych w sądach w całym kraju. Przedstawione w uzasadnieniu orzeczenia argumenty faktycznie zdejmują z prezesów wszystkich sądów odpowiedzialność za nadzór nad dyrektorami tychże sądów, mimo że ta odpowiedzialność wynika wprost z przepisów ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych obowiązujących przed nowelizacją. Rodzi to na przyszłość niebezpieczne skutki dla rozstrzygnięć w sprawach o charakterze pracowniczym, cywilnym, a nawet karnym, dając możliwość dalszego kwestionowania odpowiedzialności prezesów sądów za brak dostatecznego nadzoru nad dyrektorami. Ma to szczególne znacznie w kontekście prowadzonych postępowań prokuratorskich i sądowych związanych z ujawnianymi w ostatnich latach licznymi przypadkami przestępstw o charakterze finansowym w sądach w całym kraju".

Treść tego oświadczenia świadczy moim zdaniem przede wszystkim o braku profesjonalizmu. Po pierwsze, zostało ono zamieszczone tuż po podaniu tzw. ustnych motywów rozstrzygnięcia. Nie zaczekano na uzasadnienie pisemne, które zawierać będzie pełne motywy rozstrzygnięcia. Oczywiście każdemu, w tym ministrowi, wolno krytykować orzeczenia sądów, ale powinien w tej krytyce zachować pełny profesjonalizm, a nie kierować się emocjami wynikającymi z faktu, że proces przegrał.

Po drugie, sama treść oświadczenia jest skandaliczna. Moim zdaniem wkracza w sferę niezawisłości sędziowskiej i jest, mam nadzieję nieudolną, próbą wpływania na treść innych orzeczeń zapadających w sprawach obywatel kontra organy władzy publicznej. Bo czym innym niż próbą zastraszenia sędziów jest informacja, że treść tego orzeczenia może nieść negatywne konsekwencje dla wyjaśnienia nieprawidłowości ujawnianych w sądach w całym kraju. W jaki sposób to orzeczenie będzie wpływać na inne orzeczenia, tego już ministerstwo nie wyjaśnia. Nie wyjaśnia również, w jaki sposób treść tego orzeczenia ma rodzić niebezpieczne skutki dla rozstrzygnięć o charakterze pracowniczym cywilnym czy karnym.

Dalej jest jeszcze gorzej. Pan minister sugeruje, że treść tego orzeczenia ma znaczenie dla toczących się postępowań prokuratorskich i sądowych związanych z ujawnionymi w ostatnim czasie licznymi przypadkami przestępstw o charakterze finansowym w całym kraju. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że jeżeli już minister używa takich stwierdzeń, to należy zapytać o konkrety. A mianowicie, ile jest takich postępowań, a przede wszystkim jaki wpływ na ich przebieg ma orzeczenie sądu w tej konkretnej sprawie. Tego oczywiście pan minister również nie raczy nam wyjaśnić. Znowu słowa, które nie są poparte żadnym dowodem, a dodatkowo brakuje w nich rzeczy podstawowej dla prawnika: związku logicznego pomiędzy założoną tezą a rzeczywistością.

Czyżby po raz kolejny pan minister ustami swojego rzecznika próbował wywoływać tzw. efekt mrożący? Czyżby starał się sugerować, że sędziowie, którzy będą wydawać tego typu rozstrzygnięcia, narażają się na ewentualne postępowanie dyscyplinarne, ponieważ utrudniają prowadzenie postępowań w różnych sprawach zarówno przeciwko sędziom, jak i innym pracownikom? Jeżeli moje przypuszczenia są choć w części prawdziwe, to pragnę poradzić panu ministrowi: nie tędy droga! Po pierwsze, sędziowie w większości nie dadzą się zastraszyć, o czym świadczą uchwały podejmowane przez samorządy sędziowskie, i to w zasadzie od początku funkcjonowania nowego kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości. Po drugie, sędziowie nie pozwolą sobie, aby ktokolwiek i w jakikolwiek sposób wpływał na treść wydawanych przez nich rozstrzygnięć.

Co wolno obywatelowi...

Na koniec jeszcze jedna uwaga. Jeżeli przyjrzymy się orzecznictwu sądów krajowych i ETPC w Strasburgu, to możemy śmiało stwierdzić: przedstawicielom władzy publicznej wolno mniej w tzw. debacie publicznej z obywatelem swojego państwa.

Krytyka władzy publicznej przez obywateli jest pojmowana bardzo szeroko i mieści się w gwarancjach swobody wypowiedzi ujętej w art. 10 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka oraz art. 54 Konstytucji RP. Należy stwierdzić, że osoby podejmujące działalność publiczną w sposób nieunikniony, a zarazem świadomy i dobrowolny, wystawiają się na kontrolę ze strony opinii publicznej. Muszą wykazać zatem większą tolerancję dla kierowanych pod ich adresem zarzutów. Tego wymaga prawo do otwartej, nieskrępowanej debaty publicznej, stanowiącej jedną z podstawowych zasad państwa demokratycznego (m.in. orzeczenie ETPC z 29 marca 2005 r. w sprawie Sokołowski przeciwko Polsce).

Sąd Najwyższy również stwierdził, że prawo krytykowania osób publicznych jest szersze niż osób prywatnych (m.in. uchwała siedmiu sędziów z 18 lutego 2005 r., III CZP 53/04). Nigdy jednak odwrotnie. Władza publiczna, wypowiadając się o obywatelach, powinna zachować umiar i powściągliwość, a przede wszystkim dbać o fakty, i to bez względu na to, czy obywatel jest sędzią czy wykonuje inny zawód. Już raz pan minister musiał współobywatela przepraszać za swoje wypowiedzi, a było to w 2007 r. i dotyczyło słynnych słów o pewnym kardiochirurgu. To w tej sprawie Trybunał podzielił w większości argumentację sądów krajowych w postępowaniu o ochronę dóbr osobistych przeciwko ministrowi i wskazał, że jego wypowiedź naruszała zasadę domniemania niewinności oraz stanowiła krzywdę dla reputacji skarżącego (skarga nr 36921/07). To orzeczenie, choć niejedyne, wyraźnie wskazuje, jakie ograniczenia w wypowiedziach powinna stosować władza publiczna w debacie z obywatelem.

Należy na koniec podkreślić, że sprawa pomiędzy sędzią Beatą Morawiec a Ministerstwem Sprawiedliwości nie jest jeszcze zakończona, ale tym bardziej wszelka wstrzemięźliwość zarówno w wypowiedziach, jak i oświadczeniach będzie mile widziana. ?

Autorka jest sędzią Sądu Okręgowego w Łodzi

Jakiś czas temu pisałam o wolności słowa w kontekście wypowiedzi dla mediów przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości i sędziów (por. „Co wolno ministrowi, to nie tobie, sędzio", „Rzeczpospolita" 24 października 2018 r.). Podkreślałam, że sędziowie w swoich wypowiedziach są ograniczani zasadami pełnienia funkcji, w tym z kodeksu zasad etyki zawodowej.

Czytaj także: Sędzia Morawiec wygrała proces z ministrem Ziobrą

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona