Dalej jest jeszcze gorzej. Pan minister sugeruje, że treść tego orzeczenia ma znaczenie dla toczących się postępowań prokuratorskich i sądowych związanych z ujawnionymi w ostatnim czasie licznymi przypadkami przestępstw o charakterze finansowym w całym kraju. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że jeżeli już minister używa takich stwierdzeń, to należy zapytać o konkrety. A mianowicie, ile jest takich postępowań, a przede wszystkim jaki wpływ na ich przebieg ma orzeczenie sądu w tej konkretnej sprawie. Tego oczywiście pan minister również nie raczy nam wyjaśnić. Znowu słowa, które nie są poparte żadnym dowodem, a dodatkowo brakuje w nich rzeczy podstawowej dla prawnika: związku logicznego pomiędzy założoną tezą a rzeczywistością.
Czyżby po raz kolejny pan minister ustami swojego rzecznika próbował wywoływać tzw. efekt mrożący? Czyżby starał się sugerować, że sędziowie, którzy będą wydawać tego typu rozstrzygnięcia, narażają się na ewentualne postępowanie dyscyplinarne, ponieważ utrudniają prowadzenie postępowań w różnych sprawach zarówno przeciwko sędziom, jak i innym pracownikom? Jeżeli moje przypuszczenia są choć w części prawdziwe, to pragnę poradzić panu ministrowi: nie tędy droga! Po pierwsze, sędziowie w większości nie dadzą się zastraszyć, o czym świadczą uchwały podejmowane przez samorządy sędziowskie, i to w zasadzie od początku funkcjonowania nowego kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości. Po drugie, sędziowie nie pozwolą sobie, aby ktokolwiek i w jakikolwiek sposób wpływał na treść wydawanych przez nich rozstrzygnięć.
Co wolno obywatelowi...
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Jeżeli przyjrzymy się orzecznictwu sądów krajowych i ETPC w Strasburgu, to możemy śmiało stwierdzić: przedstawicielom władzy publicznej wolno mniej w tzw. debacie publicznej z obywatelem swojego państwa.
Krytyka władzy publicznej przez obywateli jest pojmowana bardzo szeroko i mieści się w gwarancjach swobody wypowiedzi ujętej w art. 10 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka oraz art. 54 Konstytucji RP. Należy stwierdzić, że osoby podejmujące działalność publiczną w sposób nieunikniony, a zarazem świadomy i dobrowolny, wystawiają się na kontrolę ze strony opinii publicznej. Muszą wykazać zatem większą tolerancję dla kierowanych pod ich adresem zarzutów. Tego wymaga prawo do otwartej, nieskrępowanej debaty publicznej, stanowiącej jedną z podstawowych zasad państwa demokratycznego (m.in. orzeczenie ETPC z 29 marca 2005 r. w sprawie Sokołowski przeciwko Polsce).
Sąd Najwyższy również stwierdził, że prawo krytykowania osób publicznych jest szersze niż osób prywatnych (m.in. uchwała siedmiu sędziów z 18 lutego 2005 r., III CZP 53/04). Nigdy jednak odwrotnie. Władza publiczna, wypowiadając się o obywatelach, powinna zachować umiar i powściągliwość, a przede wszystkim dbać o fakty, i to bez względu na to, czy obywatel jest sędzią czy wykonuje inny zawód. Już raz pan minister musiał współobywatela przepraszać za swoje wypowiedzi, a było to w 2007 r. i dotyczyło słynnych słów o pewnym kardiochirurgu. To w tej sprawie Trybunał podzielił w większości argumentację sądów krajowych w postępowaniu o ochronę dóbr osobistych przeciwko ministrowi i wskazał, że jego wypowiedź naruszała zasadę domniemania niewinności oraz stanowiła krzywdę dla reputacji skarżącego (skarga nr 36921/07). To orzeczenie, choć niejedyne, wyraźnie wskazuje, jakie ograniczenia w wypowiedziach powinna stosować władza publiczna w debacie z obywatelem.
Należy na koniec podkreślić, że sprawa pomiędzy sędzią Beatą Morawiec a Ministerstwem Sprawiedliwości nie jest jeszcze zakończona, ale tym bardziej wszelka wstrzemięźliwość zarówno w wypowiedziach, jak i oświadczeniach będzie mile widziana. ?