Zasięg i moc oddziaływania słowa drukowanego są ogromne i stale się zwiększają, czy to za pośrednictwem tradycyjnych gazet, czy mediów społecznościowych. Wiadomo też, że od najdawniejszych czasów władza chce mieć wpływ na rozpowszechniane treści. Pojawiły się więc pierwsze instytucje odpowiedzialne za ograniczanie wolności wypowiedzi, czyli cenzura. I tak było przez wieki. Ostatnim urzędem zajmującym się w naszym kraju cenzurą był Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk na ulicy Mysiej w Warszawie.
Czytaj także: Małgorzata Kluziak: dyskutuję, bo jestem sędzią i obywatelem
Istnienie cenzury starano się przed obywatelami ukryć, ale ten zabieg się nie udał. Została zlikwidowana 5 czerwca 1990 r. Nowe prawo zapewniało wolność prasy i wprowadzało jedynie obowiązek rejestrowania tytułów prasowych w sądach wojewódzkich.
W 1997 r. uchwalono konstytucję, która w art. 54 zapewnia każdemu wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy zostały zakazane. W tej kwestii wielokrotnie wypowiadał się Trybunał Konstytucyjny. Przypominał o fundamentalnej roli wolności wypowiedzi w społeczeństwie demokratycznym oraz podkreślał podstawowe znaczenie zasady wolności prasy dla funkcjonowania demokratycznego państwa i demokratycznego społeczeństwa (por. m.in. wyrok z 30 października 2006 r., sygn. P 10/06, OTK ZU nr 9/A/2006, poz. 128). Trybunał wskazywał także, że wolności wynikające z art. 54 konstytucji nie są absolutne i mogą być ustawowo ograniczane. Warto zwrócić uwagę, że i Europejski Trybunał Praw Człowieka wypracował kierunki interpretacji art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka i obywatela („każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe"). Podkreślał, że wolność wyrażania opinii podlega również ograniczeniom ustawowym zgodnym z konwencją, uwzględniającym nie tylko interes jednostki, ale i społeczności, a także różnorodną sytuację w krajach, które ratyfikowały konwencję.
Wydawało się więc, że przy tak bogatym orzecznictwie naszego TK i ETPCz w Strasburgu władza już wie, jak powinny się kształtować granice wolności słowa. I tu się pomyliłam. Przejmując władzę w 2015 r., Zjednoczona Prawica postanowiła zreformować wymiar sprawiedliwości. O tych reformach napisano już wiele. Również ja pisałam, że ich istotą jest wprowadzenie zmian personalnych, ograniczenie niezależności sądów i niezawisłości sędziów oraz wprowadzenie swoistej cenzury, czyli założenie nam kagańca. Takim kagańcem były zmiany w ustawie o sądach powszechnych i uchwalenie art. 89 w obecnym kształcie. Przepis ten brzmi: „Żądania, wystąpienia i zażalenia w sprawach związanych z pełnionym urzędem sędzia może wnosić tylko w drodze służbowej. W takich sprawach sędzia nie może zwracać się do instytucji i osób postronnych ani podawać tych spraw do wiadomości publicznej".