Po wielu miesiącach protestów 4 lipca 2019 r. podpisaliśmy porozumienie przewidujące podniesienie wynagrodzeń pracowników prokuratury i sądów o 900 zł. Ma to być wypłacane w dwóch transzach po 450 zł w październiku i styczniu. Nie jest to pierwsza podwyżka dla tej grupy zawodowej w ostatnich czterech latach, ale z pewnością najpoważniejsza.
Czytaj także: Pracownicy sądów zostaną podzieleni na urzędników i pracowników administracyjnych
Dokonaliśmy szybkich obliczeń, o ile wzrosły w latach 2016–2019 płace pracowników prokuratury z uwzględnieniem transzy, która ma być wypłacona w styczniu 2020 r. i okazuje się, że o ponad 56 proc. To wzrost niespotykany w żadnej innej grupie zawodowej. Gdy jednak przeliczy się procenty na kwoty, wychodzi nieco ponad 1600 zł. Taka kwota szczególnego wrażenia już nie robi, bo świadczy o tym, z jak niskiego pułapu startowały płace pracowników prokuratury w 2016 r. po ośmiu latach zamrożenia.
Droga była wyboista, ale kierunek słuszny
Warto przy okazji przypomnieć sobie, jaką drogę przeszły związki zawodowe w prokuraturze i sądach, zanim podpisano porozumienie. Była długa i wyboista. Dlatego ze zdziwieniem wysłuchałem wypowiedzi byłego ministra sprawiedliwości Borysa Budki, który na antenie jednej ze stacji telewizyjnych stwierdził, że w okresie dwóch wcześniejszych kadencji parlamentarnych podobnych protestów nie było.
Szybko obliczyliśmy, że w latach 2011–2015 takich akcji protestacyjnych odbyło się dziesięć. Po raz pierwszy w historii, jesienią 2012 r. kilka tysięcy pracowników sądów i prokuratury przemaszerowało spod Stadionu Narodowego na Wiejską pod gmach parlamentu. Potem takie przemarsze odbywały się jeszcze kilkakrotnie. Były też akcje honorowego krwiodawstwa, czerwone kartki do premiera, symboliczne rozmrażanie bryły lodu i wiele innych działań.