Minister Królikowski uważa, że takie dodatkowe wizytacje w miejscach dużych zaległości mogą się okazać kolejnym argumentem w dyskusji o likwidacji najmniejszych sądów. Bywa, że właśnie w nich choroba jednego sędziego potrafi sparaliżować pracę całego wydziału, a w konsekwencji wynik całego sądu także wypada blado.
Więcej samodzielności
Dlaczego jedne sądy pracują na bieżąco, a w innych mnożą się zaległości? Zapytaliśmy o to sędzię Irenę Kamińską, prezesa Stowarzyszenia Sędziów Themis. – Sprawnemu orzekaniu nie sprzyja procedura. Nie służy mu także stale rosnąca liczba spraw – wymienia sędzia Kamińska. Winna bywa również organizacja pracy.
O co chodzi? Są sądy, w których sekretarka nie wykona żadnego ruchu bez zarządzenia prezesa. – Kadra urzędnicza musi być bardziej samodzielna, by akta nie wracały po dziesięć razy do sędziego w każdej najbłahszej nawet sprawie – tłumaczy sędzia Kamińska. Jej zdaniem sędzia powinien mieć do dyspozycji asystenta, a tymczasem rozdział etatów dla tych ostatnich rozpoczęto od sądów apelacyjnych.
Krzysztofa Józefowicza, byłego wiceministra sprawiedliwości, a dziś prezesa Sądu Apelacyjnego w Poznaniu, nie dziwią zaległości w małych sądach.
– Funkcjonują one dobrze do pewnego czasu. Potem przychodzi problem kadrowy, choroba, urlop macierzyński itd. i sąd leży – tłumaczy „Rz". Uspokaja jednak, że zaległości w takim sądzie, choć duże procentowo, można szybko nadrobić. Nie jest z tym już tak łatwo w większych jednostkach. Tu przyczyn zaległości jest więcej.
- Na sprawny wymiar sprawiedliwości składa się prawidłowa organizacja funkcjonowania sądu, na którą sędzia nie ma żadnego wpływu – twierdzi Krzysztof Józefowicz. Niebagatelne znaczenie mają także odpowiednie procedury, które pozwalają sprawnie orzekać i uniemożliwiają stronom przeciąganie procesów.