Winy za niedomaganie sądownictwa nie można przerzucać na sędziów – to sedno najnowszego wyroku dyscyplinarnego Sądu Najwyższego.
Sąd bez obsady
Kwestia ta wynikła w sprawie dyscyplinarnej Łukasza Ś., sędziego Sądu Rejonowego we Wschowie – w wyniku tzw. reformy Gowina zamienionego na wydziały zamiejscowe Sądu Rejonowego w Nowej Soli. W postępowaniu dyscyplinarnym sędziemu zarzucono wielomiesięczne zaległości w rozpatrywaniu 18 spraw. W trzech skutkiem opieszałości było zasądzenie od Skarbu Państwa odszkodowania – po 2 tys. zł w każdej.
Kondycja SR we Wschowie była katastrofalna. W pewnym okresie utracił on niemal całą obsadę sędziowską, z prezesem włącznie. W sprawach cywilnych orzekał z pomocą delegowanego sędziego karnisty tylko Łukasz Ś. – od maja 2010 r. sędzia, a następnie p.o. przewodniczącego wydziału cywilnego SR. Po kontroli sądu, wywołanej alarmującymi artykułami prasowymi, Sąd Apelacyjny w Poznaniu (sąd dyscyplinarny I instancji) ukarał sędziego upomnieniem za to, że nie zapobiegł zaległościom. Ponadto za to, że nie rozpatrywał spraw według kolejności wpływu, czego wymaga art. 48 regulaminu urzędowania sądów powszechnych.
Minister sprawiedliwości wystąpił do SN o zaostrzenie kary i wymierzenie sędziemu zakazu zajmowania stanowisk kierowniczych. Z kolei Łukasz Ś. domagał się uniewinnienia.
Zaorany pracą
– Kiedy obejmowałem funkcję, stan sądu był katastrofalny – mówił Łukasz Ś. przed SN. – Brakowało i sędziów, i urzędników. Skupiłem się na sprawach najtrudniejszych (procesowych), które poprzednicy odkładali. Byłem zaorany, pracowałem do późnych godzin popołudniowych, a dojeżdżam 90 km z Zielonej Góry. Poświęciłem się pracy kosztem rodziny – tłumaczył.