W poniedziałek upłynęła kadencja prezesa Izby Pracy SN. Już we wtorek rano I prezes Małgorzata Manowska poinformowała, że przejmuje tymczasowo kierowanie tą Izbą. Według części prawników nie miała do tego prawa i do czasu wyboru nowego prezesa Izbą powinien kierować najstarszy stażem w SN przewodniczący wydziału tj. sędzia Dawid Miąsik. Zareagował też szef rządu zapowiadając skierowanie zawiadomienia do prokuratury. Jeszcze tego samego dnia Manowska wyznaczyła do tymczasowego kierowania Izbą sędziego Miąsika. Spore zamieszanie. Jak Pan odbiera tę sytuację?
We wtorek rano prezes Manowska zaprosiła do siebie przewodniczących trzech wydziałów Izby Pracy, w tym mnie i oznajmiła, że obejmuje obowiązki kierowania Izbą na podstawie art. 14 ustawy o SN. Odpowiedzieliśmy, że ta decyzja nie jest trafna, a zgodnie z przepisami obowiązki te powinien objąć sędzia Dawid Miąsik. Prezes uznała jednak, że jej interpretacja przepisów jest obowiązująca i zasygnalizowała, że może upoważnić jednego z przewodniczących do wykonywania obowiązków. Na tym zakończyła spotkanie. W rzeczywistości prezes przejęła władzę w Izbie tylko symbolicznie, nie poszły za tym, żadne konkretne działania. Uważam jednak, że całe to zamieszanie było zupełnie niepotrzebne.
Czytaj więcej
Kwestia tego, kto ma kierować Izbą Pracy Sądu Najwyższego wywołała konflikt pomiędzy rządem Donalda Tuska, a kierownictwem SN wybranym za czasów rządów PiS.
Czy zatem późniejsze wyznaczenie sędziego Miąsika do kierowania Izbą Pracy to krok w tył prezes Manowskiej? Gest dobrej woli? Czy raczej zwyczajne postępowanie zgodnie z przepisami?
Uważam, że tutaj zadziała pragmatyzm pani Prezes Manowskiej. Trudno się spodziewać, że miałaby ona czas na rzeczywiste wykonywanie obowiązków prezesa Izby Pracy. A zaznaczam, że obowiązków tych jest niemało.