W jednym z sądów warszawskich od początku protestu zdjęto z wokandy ponad 80 rozpraw. W sądzie wrocławskim było ich 28, w katowickim 55, a w jednym z łódzkich rejonowych ponad 150. Głównym powodem był protest pracowników sądownictwa, który trwa już drugi tydzień. Ich zdaniem resort sprawiedliwości go bagatelizuje. Pracownicy piszą więc do premiera, by przejął dialog. W czwartek rano rozgoryczeni pracownicy sądów umówili się przed gmachem Sądu Okręgowego w Warszawie.
– Ministerstwo Sprawiedliwości deprecjonuje nasz protest. Nie rozumie, że bez urzędników i pracowników sądy w końcu zostaną sparaliżowane a na pewno mocno spowolnione – żali się „Rzeczpospolitej" pani Ewa, od ponad 20 lat pracująca w sądowym sekretariacie. Od kilku dni jest w pracy jedynie z woźną i protokolantką. – Tak nie da się pracować – uważa.
Czytaj więcej
Już 73 sądy w całym kraju biorą udział w ogólnopolskim proteście. Do tej sytuacji odniósł się w poniedziałek minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro.
– W skali całego kraju protestuje 79 sądów - informuje „Rz" Justyna Przybylska, szefowa Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Ad Rem". Jej zdaniem nieobecności w pracy jest od 10 do 80 proc. w zależności od sądu objętego protestem.
– Część osób została zastraszona – przyznaje przewodnicząca. Pytana o koniec protestu mówi, że jest to inicjatywa oddolna, a związek o niczym nie decyduje.