Rz: „Ćwiąkalski – obrońca oligarchów” – taki tytuł dał jeden z tygodników, przedstawiając pańską sylwetkę...
Bardzo wielu rzeczy na swój temat dowiaduję się ostatnio z mediów. Dowiedziałem się nie tylko, że sporządziłem opinię dotyczącą sytuacji prawnej pana Ryszarda Krauze oraz że byłem obrońcą Henryka Stokłosy, co jest prawdą, ale również, że byłem prawnikiem pani Barbary K., zwanej śląską Alexis, czy pana Piotra Bykowskiego, o czym pojęcia nie miałem. Nieprawdą jest również, że byłem obrońcą Ryszarda Krauzego. Fakt, że sporządziłem opinię ekspercką w jego sprawie. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Takich opinii profesorowie prawa sporządzają wiele. Dość powiedzieć, że minister Michał Kamiński z Kancelarii Prezydenta przyznał, że takie opinie sporządzał również Lech Kaczyński, który, jak wiadomo, również jest profesorem prawa. Dodam tylko, że moja ekspertyza miała charakter tzw. opinii prywatnej. Ma ona dla sądu mniejszą wartość dowodową niż opinia biegłego.
Sytuacja się jednak zmieniła. Autor opinii prywatnej stał się zwierzchnikiem prokuratorów.
Kiedy pisałem opinię, nie miałem pojęcia, że zostanę prokuratorem generalnym. Nie wypieram się jednak tego, co napisałem. Prokuratura musi mieć świadomość, że zarzuty trzeba obronić przed sądem. Orzeczenia w sprawach Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla pokazują, że jeśli prokuratura postawiła panu Krauzemu identyczne zarzuty, to obronienie ich przed sądem będzie trudne. Zaznaczam jednak, że nie będę się domagał, by prokuratorzy w jakiś szczególny sposób brali pod uwagę to, co napisałem, zanim zostałem ministrem. Powiem więcej. Mają oni prawo zamówić również inne opinie i brać je pod uwagę. Ta sprawa stała się głośna tylko dlatego, że sprawa ma wydźwięk medialny. Może się narażę dziennikarzom, ale powiem, że jestem przeciwny medialnym linczom.
Opowiada się pan za rozdziałem stanowiska prokuratora generalnego od funkcji ministra sprawiedliwości. Ubiegł pana jednak Jan Widacki z LiD, który ma już gotowy projekt. Czy był pan tym zaskoczony?