Jeden z więźniów wyprocesował sobie na tej podstawie 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Mężczyzna w kwietniu 2004 roku trafił do Aresztu Śledczego w Kielcach, gdzie padł ofiarą agresji ze strony współosadzonych za to, że w śledztwie współpracował z policją i ujawnił sprawcę zabójstwa (w subkulturze więziennej taka postawa jest piętnowana).
Stamtąd przeniesiono go do Zakładu Karnego w Radomiu. W radomskim areszcie początkowo mieszkał w jednoosobowej celi i był wyprowadzany samotnie na spacery. Potem jednak trafił do celi wieloosobowej i uczestniczył w zajęciach grupowych.
W kwietniu 2005 r., gdy wraz z grupą szedł na zajęcia sportowe, został pobity przez więźniów. Nie ustalono sprawców. Pobicie było na tyle dotkliwe, że osadzony trafił na kilka dni do szpitala, gdzie został poddany obserwacji. Po tym wydarzeniu zwrócił się ze skargą do sądu. Zarzucił w niej administracji aresztu, że nie zapewniła mu bezpieczeństwa, nie odizolowała go od innych osadzonych, mimo że takie zalecenia znalazły się w jego aktach personalnych. Podnosił też, że po pobiciu ponad godzinę uniemożliwiano mu wizytę u lekarza. Domagał się za to wszystko zadośćuczynienia.
Sąd Okręgowy w Radomiu uznał jego roszczenie za zasadne. Stwierdził, że do pobicia doszło m.in. w wyniku niezgodnych z prawem działań funkcjonariuszy aresztu, którzy nie zapewnili osadzonemu właściwej ochrony.