Jednym z bardziej rozpowszechnionych cytatów ze Stefana Kisielewskiego jest ten o socjalizmie jako „ustroju, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju". Jakoś przyszedł mi na myśl, gdy przeczytałem, że nowa KRS będzie rozważała wniesienie odwołania od wyroku Izby Dyscyplinarnej SN skazującego sędzię Alinę Czubieniak za rzekomą „rażącą i oczywistą obrazę przepisu prawa".
Czytaj także: Tomasz Pietryga - nowa KRS: zmarnowana szansa
Zapowiedź tak bezkompromisowych działań, skądinąd bezspornie wpisanych w konstytucyjną rolę Krajowej Rady Sądownictwa (art. 186 ust. 1 Konstytucji RP), zyskałaby pewnie mój szczery poklask, gdyby nie natychmiast pojawiająca się kolejna myśl, zdecydowanie mniej pochlebna dla obecnych członków Rady.
To przecież neoKRS wyselekcjonowała grono sędziów Izby Dyscyplinarnej SN, decydując się na włączenie do niego także Pawła Czubika i Tomasza Przesławskiego, czyli osób bezpośrednio odpowiedzialnych za wydanie wobec sędzi z Gorzowa Wielkopolskiego owego kontrowersyjnego wyroku skazującego. W trakcie procedury rekrutacyjnej (pozostawiając już na boku kwestię jej legalności) powszechnie zgłaszano zastrzeżenia, że wybór nowych sędziów do Sądu Najwyższego przebiega zbyt pospiesznie, nie gwarantuje transparentności i nie prowadzi do najlepszej możliwej selekcji personalnej.
Członkowie neoKRS zbywali te uwagi milczeniem lub twierdzili, że wszystko jest w zupełnym porządku, a Rada wybiera najlepszych kandydatów. Gdy teraz okazuje się, że wyłonieni notariusz z radcą prawnym są jednak nie dość kompetentnymi osobami do oceny sędziowskich przewinień, uczestnicy gremium bezpośrednio odpowiedzialnego za ich wybór zapowiadają, że niczym Rejtan gotowi są niezłomnie położyć się pod salą rozpraw Izby Dyscyplinarnej SN, aby własną piersią bronić niezawisłości sędziowskiej przed... swoimi nominatami.